Raymond Kopa, 1960 r., fot. Jack de Nijs, 1960
Licencja: CC BY 3.0, Źródło: Nationaal Archief Fotocollectie Anefo, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Raymond Kopa. Górnik, który został wybitnym piłkarzem
Identyfikator: POL-001938-P

Raymond Kopa. Górnik, który został wybitnym piłkarzem

Większość artykułów na jego temat zaczyna się od informacji, że ani Zbigniew Boniek, ani Robert Lewandowski nie zdobyli Złotej Piłki. Ba, żaden Polak jeszcze jej nie otrzymał. Ale w 1958 roku ten prestiżowy plebiscyt wygrał francuski zawodnik polskiego pochodzenia. Nazywał się Raymond „Kopa” Kopaszewski.

Skazany na kopalnię?
Dziadkowie Rajmunda Kopaszewskiego przybyli do Francji za chlebem. Jak większość Polaków na początku XX wieku. Emigranci znad Wisły najczęściej zatrudniani byli na kopalniach. Francuzi twierdzili, że praca górnika jest zbyt ciężka. A Polacy brali ją w ciemno, z dziada pradziada. Los przodków przyszłej gwiazdy futbolu był więc przesądzony…

Matka Rajmunda była Francuzką z polskimi korzeniami. Ojciec zaś wyjechał z Polski ze swoimi rodzicami w roku 1919. Osiedlili się Kopaszewscy w Nœux-les-Mines w departamencie Pas-de-Calais, na północy kraju. Region ten był znanym skupiskiem polonijnym. To tam 13 października 1931 roku na urodził się Rajmund, dla Francuzów - Raymond. Był drugim dzieckiem w rodzinie.

Dzieciństwo spędził w domu stojącym obok przykopalnianej hałdy. Nieopodal stał stadion piłkarski. I tam najczęściej go widywano. Tam grał w piłkę z kolegami, ponoć już od piątego roku życia. Potem wybuchła wojna. Północna Francja znalazła się pod niemiecką okupacją. Więcej, najeźdźcy zajęli nawet tamto boisko, bo sami chcieli zakosztować sportu. Pewnego razu młody Kopaszewski zwinął żołnierzom piłkę. Po latach mówił, nieco dowcipnie, że była to jedna z akcji ruchu oporu.

Będąc młodzieńcem miał niezwykłą umiejętność pakowania się w kłopoty. Raz wylądował nawet na komisariacie policji, oskarżony o kradzież roweru. W rzeczywistości miał identyczny jednoślad. Zwolniono go. Był pyskaty. Od dziecka mówił co myślał, w język raczej się nie gryzł. Nie zmienił tego do ostatnich dni.

Piłkarski talent ujawnił bardzo szybko. Mając jedenaście lat, podpisał zgłoszenie do miejscowego klubu Noeux-les-Mines. Był na tyle dobry, że będąc juniorem grywał w pierwszej drużynie. Na murawie wyróżniał się przebojowością, nienaganną techniką i fenomenalnym dryblingiem. O synu górnika zrobiło się głośno w lokalnym środowisku piłkarskim. Ale on sam, wzorem przodków, trafił pod ziemię. „W końcu zrozumiałem, że syn Polaka jest po to, aby pracować na kopalni” - wspominał.

Ciężką pracę pomocnika ładowacza łączył z treningami w klubie. Górnikiem był przez blisko dwa lata. Z kopalni go zwolniono, bo przytrafił się mu ciężki wypadek, w wyniku którego amputowano jego kciuk. To wtedy, nieufny z początku ojciec, dopuścił do niego przedstawicieli z klubów piłkarskich.

Największy talent
W 1949 roku działacze z Stade de Reims oferowali za syna 80 tysięcy franków. Przygotowali nawet stosowne dokumenty do podpisu… i wtedy do gry o zdolnego chłopca włączył się Angers SCO, wykładając na stół kwotę o 20 tysięcy wyższą. Kopaszewski podpisał tę umowę. Uradowany trener Camille Cottin, gdy pozyskał go dla swojej drużyny, piał z radości. „Oto jeden z największych talentów i nadziei jakie kiedykolwiek widziałem!” - obwieścił wszystkim.

W drugoligowym klubie nie pobył długo. Zagrał 60 spotkań, strzelił 15 bramek i w 1951 roku odszedł do Stade de Reims. Transfer opiewał na sumę 1,8 miliona franków. Przy tej okazji Raymond wykazał się nosem do interesów. Być może pierwszy, ale na pewno nie ostatni raz. Gdy kluby doszły do porozumienia, to on, nakłaniany przez ojca, zażądał dodatkowej premii dla siebie za złożenie parafy. Kupujący nie mieli wyjścia. Przystali na propozycję. Nie mogli puścić takiego talentu!

W Reimis wkroczył na piłkarskie salony. Stał się centralną postacią zespołu, a trener Albert Batteux, zachwycony jego umiejętnościami dryblerskimi, kazał mu kiwać kiedy tylko może. Zdobył dwa tytuły mistrza kraju, zadebiutował w reprezentacji. I nie był już Kopaszewskim. Francuzi mieli spore trudności z wymówieniem prawdziwego nazwiska, dlatego postanowili sobie to ułatwić. Został Kopą.

Z czasem doceniano go też w Europie. W sierpniu 1955 roku powołano Kopę do reprezentacji Reszty Europy, która w Belfaście dała srogą lekcję futbolu Brytyjczykom (4:1). Raymond miał udział przy trzech bramkach zespołu. Rok później stanął do boju o zwycięstwo w pierwszej edycji Pucharu Europy Mistrzów Krajowych. Jego zespół mierzył się z Realem Madryt. Przegrał 3:4. W tamtym finale jest jeden ciekawy wątek. Gdy spojrzymy na wyjściowy skład Stade de Reims, to znajdziemy w nim kilka polskobrzmiących nazwisk. Z Realem grali m.in. Simon Zimny, Robert Siatka, Léon Glovacki i Kopaszewski.

„Co ósmy, dziewiąty ligowy piłkarz we Francji, to syn polskich rodziców; takie w każdym razie stwierdzenie, udokumentowane odpowiednią statystyką, znajdujemy w wydanej w roku 1960 książce Rene Dunana pt. «Sport i jego sekrety»” - pisał Zbigniew Dudkowski.

I jeszcze jedno. Przed pierwszym gwizdkiem Kopa podpisał kontrakt z „Królewskimi”. Francuzi nie kryli oburzenia. Ale on zachował się jak profesjonalista. Później nie ukrywał, że wyjeżdża do Hiszpanii, by lepiej zarabiać i odnosić sukcesy.

I tak było. W Madrycie grał u boku takich wirtuozów kopanej jak Alfredo Di Stéfano czy Ferenc Puskás. Przez trzy sezony gry dla Realu co rok zdobywał Puchar Europy. Do tego doszły dwa mistrzostwa kraju. Otrzymał nawet propozycję przedłużenia umowy, na pięć lat. Nie skorzystał jednak, gdyż we Francji miał kilka interesów. Dbał o nie, więc chciał być na miejscu. Wrócił do Stade de Reims, gdzie grał do 1967 roku. Zdążył zdobyć kolejne dwa tytuły mistrza kraju, spaść z ligi i ponownie do niej wrócić. Z nim w składzie klub z Szampanii święcił największe triumfy w historii.

Reprezentant Francji
Dobra gra w lidze i na europejskich arenach dała Raymondowi powołanie do reprezentacji. „Trójkolorową” przygodę rozpoczął w 1952 roku grą przeciwko Niemcom. Wcześniej nie mógł. Nie miał obywatelstwa, a prawo francuskie przewidywało, że może je otrzymać dopiero po ukończeniu 21. roku życia.

W kadrze Kopa był postacią pierwszoplanową. W 1954 roku zadebiutował na mundialu. W Szwajcarii Francuzi nie zagrali dobrych zawodów, szybko żegnając się z turniejem. Ale cztery lata później było już lepiej. Najpierw wyszli z grupy, w której rywalizowali z Paragwajem, Jugosławią i Szkocją. W ćwierćfinale zwyciężyli z Irlandią Północną (4:0). Marsz zatrzymali dopiero Brazylijczycy, późniejsi mistrzowie globu. Po tamtym półfinałowym starciu Raymond stanął przed szansą zdobycia trzeciego miejsca na świecie. Wystarczyło pokonać Niemców.

I Francuzi zrobili to. Kopa zagrał swój najlepszy mecz na mistrzostwach. „Gazeta Krakowska” pisała tak:

„Zwycięstwo zespołu francuskiego było w pełni zasłużone, Przez cały czas meczu niepodzielnie panowali oni na boisku. Jedynie doskonała gra bramkarza NRF Kwiatkowskiego, uchroniła zespół b. mistrza świata od większej porażki. Najlepszymi zawodnikami na boisku byli: Fontaine - zdobywca 4 bramek oraz Kopa, który doskonale kierował wszystkimi akcjami ofensywnymi zespołu francuskiego”.

W narodowej drużynie rozegrał Raymond Kopa 45 meczów. Strzelił 18 bramek. Mówiono, że jest najlepszym francuskim futbolistą swoich czasów. Po udanym mundialu w Szwecji został uhonorowany Złotą Piłką „France Football”. W futbolowym świecie nie ma większego, indywidualnego zaszczytu. Karierę w kadrze skończył w 1962 roku.

„Napoleon”
Kopa był bystrym piłkarzem. Nie ważne gdzie na boisku ustawiał go szkoleniowiec, to on niemal zawsze grał dojrzale. Kiedy prowadził futbolówkę przeciwnikom bardzo trudno było mu ją zabrać. Zwody wykonywał lekko i naturalnie. Do tego dysponował świetnym uderzeniem.

Fachowcy piłkarscy nazwali go „Napoleonem”. Potrafił bowiem bezbłędnie sterować poczynaniami drużyny, a do tego miał ponadprzeciętny przegląd pola gry. Do tego poza boiskiem dobrze się prowadził i był odporny na kontuzje, przynajmniej w szczytowym momencie swojej kariery. Sukcesy nigdy nie zawróciły mu w głowie. Mimo biegnącego czasu, setek rozegranych spotkań miał ciągle tę samą, dziecięcą pasję do gry.
Po odwieszeniu korków na kołku zajął się biznesem. Najpierw prowadził mały sklep wielobranżowy. Potem kupił hotel.

Chociaż grał dla Francji i żył w tym kraju, to świetnie mówił po polsku. Języka przodków nauczył się w domu, od rodziców. Używał go, co nie umknęło futbolowym towarzyszom. Przed meczem Anglia-Reszta Świata Czechosłowak Josef Masopust tak opisał odprawę trenera:

„Było to skomplikowane. Fernando Riera mówił po hiszpańsku, toteż Svatopluk Pluskal, Ján Popluhár, Lew Jaszyn, Milutin Šoškić i ja niewiele z tego rozumieliśmy. Ale był Raymond... On to właśnie wszystko przekładał nam na... język polski. Znał go naprawdę dobrze!”.

W życiu prywatnym przeżył wielką tragedię. Miał syna Denisa, który zmarł na chłoniaka, 15 lutego 1963 roku. Potem jego córka Nadine cierpiała na raka piersi. To dlatego postanowił, że przekaże prawa autorskie swojej biografii instytutowi walczącemu z tą chorobą. Jeszcze za swojego życia, w 2004 roku, Kopa w znalazł się gronie najlepszych piłkarzy w historii - „FIFA 100”. Zmarł 3 marca 2017 roku w Angers, mając 86 lat.

Osoby powiązane:
Bibliografia i archiwalia:
  • „Z kopalni na boisko", w: Kwartalnik Sportowy, nr 4/2023.
  • Paul Katz, Raymond Kopa, „Piłka i ja", Wydawnictwo: Sport i Turystyka 1975.
  • T. Olszański, „Napoleon z Noeux-les-Mines” w: „50 legend futbolu”, Warszawa 2011..
  • Z. Dudkowski, „Typowe losy – wyjątkowa kariera" w: „Trybuna Robotnicza”, nr 63/1975, 7.
  • „Piłkarze Francji zdobyli 3 miejsce" w: Gazeta Krakowska. 1958, nr 153 (30 VI), 4.
  • A. Konieczny, J. Kukulski, „Najlepsi piłkarze świata” A-Z, Warszawa 1978, 109.
Bibliografia uzupełniająca:
Opracowanie:
Tomasz Sowa
rozwiń

Projekty powiązane

1
  • Katalog poloników Zobacz