Przejdź do treści
Michał Gutowski na klaczy Jasiołda II, październik 1936 r., fot. 1936, domena publiczna
Źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Fotografia przedstawiająca Michał Gutowski – żołnierz i olimpijczyk
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: POL-001683-P

Michał Gutowski – żołnierz i olimpijczyk

Identyfikator: POL-001683-P

Michał Gutowski – żołnierz i olimpijczyk

O takich jak on mówili, że byli ostatnimi rycerzami XX wieku. Wielu z nich startowało na igrzyskach olimpijskich, a potem broniło ojczyzny, we wrześniu 1939 roku, będąc kawalerzystami.

Berlin, 16 sierpnia 1936 roku. 

Stadion olimpijski wypełniony był po brzegi. Pisano, że na trybunach zasiadło blisko 130 tysięcy osób. Wśród nich, w swojej loży, spoczął Adolf Hitler. Na starcie jeździeckich skoków przez przeszkody stanęło 54 śmiałków z 18 krajów. Byli wśród nich Polacy: Janusz Komorowski, Tadeusz Sokołowski i Michał Gutowski. 

Tor przeszkód składał się łącznie z dwudziestu przeszkód. Limit czasu wynosił 160 sekund. Za różne przewinienia przyznawano punkty karne. Był trudny. Pisano nawet, że najtrudniejszy z dotychczasowych na igrzyskach. Sprawozdawca olimpijski w „Jeźdźcu i Hodowcy” pisał tak: 

„Może się mylę, ale osobiście odniosłem wrażenie, że parcours olimpijski zdecydowanie przewyższał możliwości polskich skoczków, aczkolwiek z punktu widzenia potrzeby wyłonienia najlepszych skoczków (o to tylko chodzi na Olimpjadzie), ustawiony był dobrze”. 

Do tego reguły zawodów były inne niż choćby te znane w Pucharze Narodów. Reprezentacje składały się z trzech, a nie z jak to bywało z czterech jeźdźców, czyli walczyły bez rezerwowego. Tym samym jakakolwiek wpadka, któregokolwiek z nich, negatywnie odbijała się na wynikach drużynowych. Do tego startowano tylko w jednej serii. Szansy na ewentualną poprawę więc nie było. 

Polacy mieli wielkiego pecha. Konie nie gnały tak, jak powinny. Mimo że od lat należeli do jeździeckiej elity, tam w Berlinie, zwyczajnie nie udało im się tego udowodnić. 

„Jeźdźcy polscy skakali słabo. Warszawianka pod por. Gutowskim zaczęła doskonale, skoczyła 11 przeszkód bez błędu, gdy naraz klacz zbyt wolno jechana, wlazła w środek rowu z barjerą (przeszkoda 12-ta) i stanęła przed następną wodą (b. łatwa przeszkoda 13-ta) Wodowstręt Warszawianki musiał pogrzebać nasze szanse w parcours‘ie, w którym było aż sześć skoków przez wodę” – czytamy w „Jeździec i Hodowca”. 

Czas pokazał, że tamto wyłamanie się konia i, co się z tym wiąże, nieukończenie zawodów było jedynym takim przypadkiem w karierze Michała Gutowskiego. A i on sam twierdził później, że mógł nie wstrzymywać tak Warszawianki, mimo że otrzymał takie sugestie. Znał tę klacz, ale mleko się wylało… 

Rotmistrz Tadeusz Sokołowski zaczął podobnie, jak on. Pierwsze przeszkody poszły gładko. Gdy dojechał do trzynastej, tej samej co Gutowski na Warszawiance, jego koń, Zbieg II, odmówił skoku. Jedynie porucznik Komorowski na Ducanie ukończył przejazd. Tyle że zajął odległe, 36. miejsce. 

A jak zakończył się tamten konkurs? Pupil gospodarzy Kurt Hasse i Henri Rang z Rumunii uzyskali taką samą liczbę punktów karnych i o tytuł mistrza olimpijskiego musieli zmierzyć się w barażu. Wygrał Niemiec. O brązowym medalu też decydowała „dogrywka” pomiędzy Georgesem Ganshofem van der Meerschem, Józsefem von Platthym i Carlem Ragusem. Ostatecznie zwyciężył Węgier, drugi z wymienionych.  

Olimpijski konkurs z roku 1936 rzeczywiście był arcytrudny. Na osiemnaście startujących reprezentacji tylko pięciu udało się „przeprowadzić” wszystkich trzech jeźdźców przez parkur. Był też ostatnim akordem tamtych igrzysk, bo tego samego dnia zostały one zamknięte. Na kolejne jeźdźcy czekali długie dwanaście lat… 

Wielki miłośnik koni 

Michał Gutowski na świat przyszedł 14 września 1910 roku w Maciszewicach w powiecie kaliskim, który znajdował się wówczas w zaborze pruskim. Był synem Bronisława i Marii z Jażdżewskich, polskich patriotów.  Edukację rozpoczął w domu, pobierając lekcje od przybranego syna dziadka. Mając trzynaście lat, został kadetem w 1. Korpusie Kadetów we Lwowie. Nie był sam, bo był nim już jego starszy brat, Andrzej. Maturę zdał w czerwcu 1928 roku przed Państwową Komisją Egzaminacyjną we Lwowie. Dwa miesiące później rozpoczął naukę w Szkole Podchorążych Piechoty i Kawalerii. W sierpniu 1930 w Grudziądzu zakończył edukację w Centrum Wyszkolenia Kawalerii i rozpoczął karierę wojskową. Skierowany do 17. pułku ułanów był mu wierny aż do końca września 1939 roku. 

Gutkowski uwielbiał konie. Prowadził je na tyle dobrze, że stał się czołowym zawodnikiem lat 30. A polska hippika miała wówczas swój czas. W 1924 roku Adam Królikiewicz na koniu „Pikador” został pierwszym polskim medalistą olimpijskim w konkurencji indywidualnej. Jego brązowy medal był początkiem sukcesów. Cztery lata później, w Amsterdamie, Polacy wywalczyli dwa medale – srebrny i złoty. Oba w drużynie. Do tego dochodziły solidne występy w Pucharze Narodów. Porucznik Gutkowski też brał w nich udział, sześciokrotnie. I dwa razy – w Rydze w 1935 roku oraz Spaa rok później – wygrywał. Zaś w 1934 został podwójnym Mistrzem Armii, indywidualnie i w drużynie. W ogóle ten rok 1934 był dlań obfity w starty. Porucznik Gutkowski odwiedził wówczas kilka państw w Europie, gdzie na zawodach prezentował się bardzo dobrze. 

Kiedy wydawało się, że kolejny olimpijski start, właśnie ten z Berlina, znów może dać Polakom medalowe zdobycze, na początku roku 1936 w prasie ukazała się przykra wiadomość. Michał Gutkowski uległ wypadkowi. Bardzo ciężkiemu, takiemu, który pod znakiem zapytania stawiał jego występ na igrzyskach. „Jeździec i Hodowca”: 

„Warszawianka dostała brzucha i nie zgubi go prędko. Sześć tygodni to stanowczo za mało czasu. Jej forma nie wróżyła nam wiele dobrego. Na domiar złego jej właściciel porucznik Gutowski zaraz po Nowym Roku, skacząc na Znachorze, upada tak fatalnie na przeszkodzie, że łamie sobie ciężko nogę w udzie. Ten nieszczęśliwy wypadek psuje nam szanse poważnie, pozbawiając nas czołowego zawodnika, na szereg długich miesięcy, przykutego do łóżka szpitalnego”. 

W tym przedolimpijskim, trudnym czasie kawalerzysta pokazał niesłychany hart ducha i upór. Pojechał na igrzyska, mimo rokowań i przypuszczeń. Ciężka kontuzja nie pokrzyżowała mu planów. Na własną prośbę wyszedł ze szpitala, by w maju 1936 roku uczestniczyć w eliminacjach olimpijskich. Przeszedł je. Zadziorność, odwaga i umiejętność stawiania czoła wyzwaniom prezentował nie tylko w sporcie.  

„W każdej walce, także sportowej przejawia zacięty opór i nie zraża się niepowodzeniami. Bardzo dobry instruktor i dowódca plutonu. Bardzo dobry jeździec i instruktor jazdy konnej. Zalicza się do oficerów wyróżniających się ze względu na talent dowódczy, wybitne zdolności ogólne i obowiązkowość w pracy” – mówił o nim w 1932 roku pułkownik Kowalczewski. 

We wrześniu 1939 roku na terytorium Polski toczyła się wojna obronna. Michał Gutkowski, który w tym samym roku awansował na rotmistrza, bił się z nieprzyjacielem na czele szwadronu 17 p. Ułanów Wielkopolskich. Walczył o Walewice, gdzie został ranny, ale zwyciężył. Wiele lat później wspominał spotkanie po bitwie z pułkownikiem Kowalczewskim: 

„Tak się nie walczy krzyczał. Do dupy z pańską szarżą. Trzech oficerów poległych, osiemnastu ułanów, trzydziestu jeden rannych. To ci mi bohater!”.

Po klęsce kampanii wrześniowej działał w konspiracji. Został aresztowany i skazany na śmierć. Kary nie wykonano. Miał wielkie szczęście, bo niemiecki dowódca, tak jak on, był kawalerzystą i zwolnił go z aresztu. 

Później wyjechał na zachód. Najpierw do Francji. Potem do Wielkiej Brytanii, gdzie dołączył do generała Stanisława Maczka. Przeszedł szlak bojowy 1. Dywizji Pancernej od Normandii do Wilhelmshaven. Brał udział w bitwie pod Falaise. Był ostatnim dowódcą 2. Pułku Pancernego. 

Żywotny i długowieczny 

Po zakończeniu II wojny światowej, w 1948 roku, wyemigrował do Kanady. Rozpoczął długą pracę jako szkoleniowiec jeździectwa. Zwieńczeniem tych działań był świetny start Kanadyjczyków na igrzyskach olimpijskich w Meksyku, w 1968 roku. W konkurencji drużynowych skoków przez przeszkody James Day, Jim Elder i Thomas Gayford zdobyli złoty medal. Po latach mówił, że: 

„Zatrudnienie polskiego trenera na tak eksponowanym oficjalnym stanowisku, świadczyło o trwającym niezmiennie od lat, uznaniu dla tradycji polskiej szkoły jazdy i umiejętności polskich jeźdźców”.

Co ciekawe, sam nadal chętnie jeździł. Robił to tak długo, jak tylko pozwalało mu zdrowie. Na stronie internetowej bohaterowie1939.pl w jednej ze wzmianek o generale brygady w stanie spoczynku Michale Gutowskim  (awans uzyskał w 1999 roku) czytamy: 

„Mimo podeszłego już wieku (16 września kończy 95 lat!), gen. Gutowski jest osobą w pełni władz umysłowych i fizycznych. Jak się przyznał, taką kondycję zawdzięcza uprawianiu jeździectwa (dopiero w wieku 90 lat zrezygnował z jazdy konnej), prostemu trybowi życia oraz regularnemu piciu wody mineralnej”.

Do Polski na stałe wrócił w 2000 roku, wcześniej utrzymując żywe kontakty z krajem. Ciągle był aktywny. W wieku 92 lat generał poprowadził pokaz szarży stu dwudziestu ułanów na lotnisku 25 Brygady Kawalerii Powietrznej. W styczniu 2004 roku wsiadł na konia, by przeskoczyć kilka przeszkód na dzień przed operacją kręgosłupa. We wspomnieniach osób, którym dane było z nim porozmawiać, przewija się obraz mężczyzny, który o swoim życiu potrafił opowiadać niezwykle ciekawie. Otrzymał wiele odznaczeń państwowych czy sportowych, choćby Krzyż Srebrny Orderu Wojennego Virtuti Militari. Zmarł 23 sierpnia 2006 roku w Warszawie.  

Osoby powiązane:
Opracowanie:
Tomasz Sowa
rozwiń

Projekty powiązane

1
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.  Dowiedz się więcej