Przejdź do treści
Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz, fot. przed 1901, domena publiczna
Źródło: „Głos Narodu” Ilustrowany. Dodatek bezpłatny do „Głosu Narodu” Nr 7 z 2 listopada 1901
Fotografia przedstawiająca Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz. Najsłynniejszy Polak początku XX wieku?
Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz, fot. przed 1906, domena publiczna
Źródło: "Nowości Illustrowane" 4/1906
Fotografia przedstawiająca Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz. Najsłynniejszy Polak początku XX wieku?
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: POL-001945-P

Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz. Najsłynniejszy Polak początku XX wieku?

Identyfikator: POL-001945-P

Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz. Najsłynniejszy Polak początku XX wieku?

Przed I wojną światową był sportowym ambasadorem Polaków. Na początku XX wieku w Stanach Zjednoczonych, obok pianisty Ignacego Paderewskiego, był najbardziej rozpoznawalnym rodakiem. Zapaśnik Stanisław Zbyszko Cyganiewicz był uosobieniem sukcesu. A po jego śmierci w 1967 roku amerykański dziennik The New York Times zamieścił poświęcony mu tekst. I to na pierwszej stronie!

Był koniec lat 90. XIX wieku. Do Stanisławowa zajechał cyrk węgierski. Dla mieszkającego tam Stanisława Cyganiewicza była to okazja do zarobienia pieniędzy. Dobrze zbudowany, silny jak tur młodzieniec zgłosił się do dyrektora cyrku, Rosencwajgera, by zaproponować mu swe usługi. Doświadczenie miał, bo wcześniej popisywał się już przed publicznością. Dyrektor, gdy tylko zobaczył muskulaturę Stanisława, zaproponował, by ten zmierzył się z wiedeńskim zapaśnikiem Adolfem Spechtem, który twierdził, że położy każdego amatora-ochotnika. A jeśli któremuś uda się go pokonać, to w zamian otrzyma 1000 koron austro-węgierskich.

Cyganiewicz przystał na propozycję. Choć „haczyków” postawił Rosencwajger jeszcze kilka. Pierwszego dnia młodzian miał przyjąć postawę defensywną, bo organizator bał się, że w ciągu 10 minut pojedynku Specht zrobi mu krzywdę. Potem, gdy tylko usłyszy dzwonek, miał pośpiesznie zejść do garderoby. Staszek posłuchał i w zamian dostał 10 koron. Drugiego dnia stawka wzrosła do 15 koron. Cyganiewicz znów wyszedł do walki, znów był ostrzegany, ale to wtedy zobaczył, że w tym całym przedstawieniu „coś” nie gra.

Trzeciego dnia przyszedł do dyrektora i oznajmił, że nie ma zamiaru ciągle się cofać. I że wiedeńczyka rozłoży na łopatki. Organizator oczywiście ostrzegł go, że ryzykuje połamaniem kości, albo nawet życiem, ale zgodził się, by Stanisław zawalczył o pełną pulę. Nie wierzył w niego. Po półtorej minuty walki Specht został pokonany. Wygrany otrzymał nagrodę i… został wyrzucony za drzwi. Miał nigdy nie wracać.

Leśne treningi
Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz urodził się 1 kwietnia 1881 roku we wsi Jodłowa, leżącej na Pogórzu Ciężkowickim, położonej między Tarnowem i Krosnem. Ojciec, góral spod Limanowej, pracował w lesie, toteż syn szybko zapoznał się z ciężką pracą. Ale nie tylko. Stanisław sporo czytał. Szczególnie upodobał sobie „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza. I to właśnie imię Zbyszka z Bogdańca wziął za pseudonim, będąc już czynnym zapaśnikiem. Tak bardzo cenił odwagę sienkiewiczowskiego bohatera.

Staszek był bystrym chłopcem. Dobrze radził sobie w szkole. Najpierw uczył się w Pilźnie, potem w gimnazjach w Jaśle i Stanisławowie. W tym drugim mieście poznał Włodzimierza Świątkiewicza, założyciela miejscowego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół”. Pod jego okiem trenował różne dyscypliny, dzięki czemu, mimo sporych gabarytów, był mężczyzną bardzo sprawnym fizycznie. Umiejętności te przydały się w późniejszej karierze zapaśniczej.

A ta na poważnie zaczęła się w Krakowie. Był rok 1901, gdy przyszły maturzysta dowiedział się, że do miasta przyjeżdża Władysław Pytlasiński, zwany „ojcem polskich zapasów”. Rodzice niechętnie spoglądali na walki syna. Więcej, po kilku scysjach wymusili na Staszku zaprzestanie treningów. Działał więc w pełnej konspiracji.

Gdy Pytlasiński zobaczył nastolatka zaproponował mu angaż w charakterze sparingpartnera i wspólne treningi. „Zbyszko” przystał na propozycję. Bo szkoleniowiec Władysław miał nosa do wyławiania talentów. Podobnie jak Stanisław, walczył on w popularnej wówczas nad Wisłą walce francuskiej, której bliżej do zapasów w stylu klasycznym.

Na europejskich arenach
Po egzaminach maturalnych wyjechał Cyganiewicz na studia do Wiednia. Wybrał leśnictwo na Universität für Bodenkultur. Ale stolica ówczesnych Austro-Węgier przyciągnęła go nie tylko możliwością zdobycia wiedzy. W mieście działał klub I. Winere Ringsport Club, do którego „Zbyszko” ochoczo wstąpił. To w jego barwach dwukrotnie pokonał Chorwata Tomasevicza. Triumfy te dały mu lokalną sławę. Michael Hitzler, zauroczony jego postawą, zaproponował wspólny wyjazd na silnie obsadzony turniej do Bukaresztu. I współpracę. W Rumunii Stanisław znów wygrał, pokonując nawet Hitzlera. A ten wściekły po porażce zerwał kontakt.

Największą bolączką Cyganiewicza był brak pieniędzy. Chcąc nadal studiować potrzebował ich, lecz niewielu znanych zawodników decydowało się na pojedynek z nim, bojąc się utraty reputacji. „Zbyszko” wrócił więc do Krakowa i podjął naukę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Koszty nauki były niższe, ale nadal musiał walczyć, by się utrzymać. Swoją drogą, studiów nigdy nie ukończył. W tym czasie słał za to do gazet oferty walk. Pomagał mu Władysław Pytlasiński.

„Największy polski atleta, p. Stanisław Cyganiewicz «Zbyszko», przewyższający rozmiarami i budową ciała wszystkich najlepszych atletów, weźmie udział w walkach światowych w tutejszem Colosseum, począwszy z dniem 1 stycznia 1903 (…). Do walk tych wzywa p. Cyganiewicz wszystkich zawodowych, jak i amatorów-atletów, wyznaczając zwycięscy swemu w walce francu¬skiej i szwajcarskiej na pasy, nagrodę w kwocie 1000 (tysiąc) koron.” - pisano w „Dzienniku Polskim”.

Kilku chętnych się zgłosiło. W ten sposób odłożył trochę pieniędzy. Korespondował też z paryskim organizatorem zapaśniczych mistrzostw świata. Prosił w listach o możliwość startu. Otrzymał odpowiedź, że i owszem, może przyjechać, ale na warunkach, które oferują Francuzi. A te dobre nie były. Nie mając jednak nic do stracenia, zgodził się.

Nad Sekwaną stoczył 20 walk w 13 dni. Poznał czołówkę światowych zapasów. Zdobył kontakty, które bardzo ułatwiała mu umiejętność szybkiego przyswajania języków obcych. Ponoć do końca życia poznał ich jedenaście! W Paryżu wywalczył trzecie miejsce. Zyskał sławę. Europejczycy chcieli go oglądać u siebie. I tak się stało. Jeździł Stanisław do wielu miast, by mocować się z różnymi siłaczami. Raz, w Berlinie, stanął w szranki z Belgiem Omerem de Bouillon. Ciężko go znokautował. Tak ciężko, że organizatorzy wezwali policję, myśląc, że pokonany nie żyje. Na szczęście odzyskał przytomność. A legenda „Zbyszko” Cyganiewicza umocniła się.

W 1906 roku znów zawitał w Paryżu, by walczyć z najlepszymi. Los zestawił go z ogromnym Turkiem Madralim, którego Polak pokonał. Później położył na łopatki innego atletę, Georga Luricha. I został mistrzem globu. Od razu wyjechał do Petersburga, by rzucić wyzwanie „najsilniejszemu człowiekowi świata”, Iwanowi Poddubnemu.

Pierwsza walka, zakontraktowana na dwie godziny, zakończyła się remisem. W drugiej Rosjanin, widząc, że nie podoła Polakowi, stosował faule. Sędzia przerwał pojedynek, wskazując wygraną Stanisława. Europa była wtedy dla „Zbyszka” zbyt mała. Ruszył na podbój Stanów Zjednoczonych.

Pojedynek dla Polonii najważniejszy
„Uwaga i zainteresowanie Polonii w całych Stanach Zjednoczonych koncentruje się na nadchodzącej kampanii w tym kraju najsłynniejszego żyjącego polskiego sportowca, Stanisława Cyganiewicza, znanego w świecie zapasów jako «Zbyszko»” - pisał redaktor „Gazety Polskiej Chicago” w lutym 1909 roku. Miliony Polaków za Atlantykiem było dumnych z osiągnięć rodaka. Jego walki miały wymiar dalece wykraczający poza sport.

Amerykańska kariera Stanisława rozpoczęła się od kilku walk z mniej znanymi zapaśnikami. Potem przyszedł czas na bój z mistrzem wolnej amerykanki, Frankiem Gotchem. Dla Polonii miał być to szczególny moment. Siła „Zbyszka” miała pokazać siłę narodu. Sporo obiecywano sobie po tym pojedynku.

1 czerwca 1910 roku w Chicago Coliseum obaj stanęli przeciwko sobie. I Gotch już sześć sekund po rozpoczęciu powalił Cyganiewicza. Zrobił to podstępem. Zamiast tradycyjnego podania rąk na początku, zastosował chwyt. Oszołomiony „Zbyszko” stanął do drugiej konfrontacji. I walczył nieźle. Niestety, po blisko półgodzinnej wymianie chwytów, poległ. Jego porażka spotkała się z olbrzymim niezadowoleniem Polonii. „Wielkopolanin”:

„Ludzie ci zdawali sobie sprawę z tego, co znaczy dla Polaków zwycięstwo «Zbyszka», wiedzieli o tem dobrze, że na wypadek jego klęski, biedni Polacy po fabrykach i warsztatach cierpieć będą musieli docinki i wyzwiska innonarodowców, tem więcej, że przedtem uniesieni całym szeregiem zwycięstw swego ukochanego rodaka drwinkowali z innonarodowców”.

Do rewanżu nigdy nie doszło, bo Amerykanin zawsze odmawiał. „Zbyszko” wrócił więc do Krakowa. Chciał odejść od zapasów, ale na pojedynek wyzywał go hinduski olbrzym The Great Gama. Był on potężnym mężczyzną. Do pojedynku z nim Cyganiewicz przygotował specjalną taktyką, pozbawiającą go atutów: uderzenia i silnego chwytu. Obaj przewalczyli w parterze trzy godziny. Zapadł już zmrok, gdy sędzia uznał walkę za nierozstrzygniętą.

Mistrz świata i milioner
Potem Stanisław „Zbyszko” Cyganiewicz kontynuował zapaśniczą przygodę. Dwa razy zostawał mistrzem globu. W 1921 roku w Nowym Jorku pokonał Eda Lewisa i otrzymał tytuł World Heavyweight Wrestling Championship. Stracił go, by znów odzyskać cztery lata później. Walczył jeszcze długo. Dopiero w wieku 60 lat zakończył karierę.

Walki w USA przyniosły mu nie tylko sławę i uznanie, ale i spore pieniądze. W dwudziestoleciu międzywojennym uchodził „Zbyszko” za najbogatszego polskiego sportowca. Inteligentny, obyty, mający znajomości świetnie odnajdywał się w amerykańskich realiach. Kupił farmę, na której, wraz z bratem Władysławem, trenował młodych adeptów zapasów. To jemu przypisuje się odkrycie argentyńskiego talentu, Antonino Rocca, który z czasem został pionierem akrobatycznego wrestlingu w USA. To on wylansował Władysława Taluna i był menadżerem pięściarza, Henryka Chmielewskiego.

Grywał w filmach, odwiedzał teatry i opery. Pisał książki. W 1937 roku wydał w Polsce „Na ringach całego świata”, lekturę, w której opisał swoje życie. W latach 60. zachorował na serce. Zmarł we wrześniu 1967 w Saint Joseph w stanie Missouri.

Osoby powiązane:
Bibliografia i archiwalia:
  • Dziennik Polski (wydanie popołudniowe). 1902, nr 606, 2.
  • Gazeta Polska Chicago: pismo ludowe dla Polonii w Ameryce. R.37, 1909, nr 35, 7.
  • Wielkopolanin: organ urzędowy Unii Świętego Józefa w Pittsburgu, R.12, nr 23 (9 czerwca 1910), 11.
Opracowanie:
Tomasz Sowa
rozwiń

Projekty powiązane

1
Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.  Dowiedz się więcej