Submit additional information
ID: DAW-000605-P/195200

Najnowsze osiedla polskie w Brazylii

ID: DAW-000605-P/195200

Najnowsze osiedla polskie w Brazylii

Obszerny artykuł w czasopiśmie "Wieści z Polski", traktujący o nowych osiedlach w Brazylii. Przypomniana jest w nim historia emigracji do Brazylii, szeroko opisane są prace Towarzystwa Kolonizacyjnego oraz kwestia tworzenia najważniejszych osiedli polskiej proweniencji. Tekst jest opatrzony ilustracjami i fotografiami m.in. polskich rodzin (Źródło: „Wieści z Polski”, Warszawa 1930, R: 3, nr 6, s. 173-179, za: Jagiellońska Biblioteka Cyfrowa).

 

Uwspółcześniony odczyt tekstu

 

Najnowsze osiedla polskie w Brazylii. 

Najpoważniejszem i najgroźniejszem niedomaganiem naszej emigracji jest rozproszenie wychodźców polskich po całym świecie - nie ma prawie kraju na kuli ziemskiej, w którym by naszych rodaków nie można było znaleźć! I nie dziw - w czasie długoletniej niewoli nie tylko względy ekonomiczne skłaniały Polaków do szukania poza własnym krajem lepszych warunków życia - wypędzały ich również w świat daleki prześladowania polityczne, że wspomnę tylko nasze powstania, a także prześladowania religijne, że wspomnę znowu tylko tak zw. Kulturkampf w zaborze pruskim i nawracanie na prawosławie unitów w zaborze rosyjskim. 

Więc uciekał Polak z własnej ziemi, najczęściej nieprzygotowany, bez programu, bez planu - szedł, dokąd go oczy poniosą. Rządy zaborcze, aczkolwiek zasadniczo sprzeciwiały się emigracji i paszportów nie wydawały, nie przeszkadzały jej jednak, a nawet chętnie patrzyły na wyjazd z kraju najdzielniejszego elementu polskiego. 

Polak, znany z uczciwości, pracowitości i skromnych wymagań, był mile widziany w krajach, w których, przy silnym rozwoju przemysłu, brak było rąk do pracy, lub tam, gdzie zaludnienie było małe, a gdzie szaloną pracą i niepomiernym wysiłkiem trzeba było w dziewiczej puszczy nowe tereny dla cywilizacji zdobywać - zniesienie niewolnictwa w tych krajach jeszcze zapotrzebowanie zwiększyło. 

Toteż na całym terytorium polskiem, niezależnie od zaboru, bezkarnie grasowali agenci niemieckich linii okrętowych, płatni naganiacze różnych państw zamorskich, opowiadali cuda o łatwem zbogaceniu się bez pracy, o wygodnych warunkach podróży, ułatwiali przejście przez zieloną granicę bez dokumentów, wyzyskiwali i obdzierali otumanionych biedaków. 

Zdarzało się również, że polscy niepowołani działacze, niekoniecznie nieuczciwi, ale lekkomyślni i niedoświadczeni, chaos i gorączkę wychodźczą jeszcze wzmagali, idąc na rękę zbrodniczym agentom i naganiaczom. Jaskrawy przykład tego opisuje p. Kazimierz Głuchowski w dziele swojem „Wśród pionierów polskich na antypodach 11.” (Nakładem Naukowego instytutu emigr. 1927 r.) Na stronie 24 czytamy: 

„Nadchodzi ostatnia gorączka brazylijska (lata 1910 do 1912, przyp. red.), która objęła ziemie polskie. Tym razem wszczyna ją rząd brazylijski przy pomocy Polaków, na Chełmszczyźnie, w siedleckiem, oraz lubelskiem. Rusza raz jeszcze lud polski za morze… Napływ kolonistów za duży. Administracja nieprzygotowana, działki niepomierzone, baraki marne, toteż dziatwa przedewszystkiem, a także dorośli, zaludniają cmentarz wyludnionego już dziś niemal zupełnie „1-go Sede”, osiedla Cruz Machado.” .

Wojna światowa przerwała czasowo emigrację masową, ale zmartwychwstała ojczyzna zastała już blisko czwartą część swoich synów rozsianych po wszystkich krajach świata. W pierwszych latach powstania państwa polskiego, ani naród polski, ani rząd, zajęty ustalaniem granic, organizacją wewnętrzną państwa, odbudową zniszczonych przez wojnę warsztatów pracy, wreszcie odparciem nawały bolszewickiej i repatriacją wysiedlonych w głąb Rosji podczas wojny światowej setek tysięcy rodzin polskich, nie miał możności pomyśleć i zatroszczyć się o los polskich wychodźców. A każdy rok, niestety, nowe straty i dla narodu polskiego, i dla państwa przynosił. 

Nie mówiąc już o całej masie Polaków, przebywających pojedynczo lub w małych grupach w różnych stronach świata, którzy w obcem środowisku i w obcej kulturze zatracali wszelką łączność z krajem i dla narodu polskiego ginęli, ale nawet w tych państwach, w których ilość wychodźców polskich była bardzo znaczna, tylko część ich zamieszkała w skupieniu i zdołała przechować język, obyczaje i tradycję ojczyzny, a reszta, tu także rozsiana na ogromnych przestrzeniach wśród obcych, musiała się wynarodowić i dla Polski być straconą. 

A wynarodowienie, niestety, za małemi wyjątkami pociąga za sobą i upadek moralny, gdyż, jak doświadczenie uczy, człowiek w obcem środowisku, nie znający języka i nie mający oparcia o swoich, przejmuje przede wszystkim ujemne cechy swego otoczenia. Toteż, gdy tylko powstała możliwość planowego zajęcia się wychodźtwem, jedyną myślą rządu i społeczeństwa polskiego było wyratowanie dla narodu i państwa polskiego tego, co się jeszcze da wyratować! Zadanie doniosłe, ale bardzo trudne. 

Państwo polskie, nie posiadając dotychczas własnych kolonii, a będąc zmuszone kierować nadmiar swojej ludności do krajów obcych i pod obce rządy, nie może obecnie nawet marzyć o ześrodkowaniu w jednem państwie wychodźców polskich, rozsianych pojedynczo lub w drobnych grupach w różnych krajach - tych, niestety, trzeba uważać dla narodu polskiego nieomal za straconych. 

Natomiast cały wysiłek państwa i społeczeństwa polskiego powinien iść w dwóch kierunkach: 1-o nie dopuszczać do dalszego rozproszkowania wychodźców, obecnie wyjeżdżających z kraju, a którzy w przeważnej części są rolnikami, przez tworzenie dużych, zwartych osiedli rolnych w krajach, w których już ilość Polaków jest wielka, lub nawet w krajach, dla wychodźstwa polskiego nowych, i 2-o w krajach, w których już znaczna część wychodźstwa polskiego żyje w zwartych osiedlach, tworzyć nowe i ześrodkować w nich pojedynczo lub w drobnych grupach rozsianych po całym kraju wychodźców. 

Przez odpowiedni dobór terenów można w ten sposób łączyć ze sobą już istniejące większe osiedla. Tu da się jeszcze dużo wyratować, gdyż, pomimo zaklimatyzowania się w nowem środowisku, zobojętnienia, a nawet prawie że nieprzychylnego i krytycznego stosunku do Polski, tkwi jeszcze w tych ludziach żywiołowa miłość ojczyzny, którą lada iskra na nowo rozpali. Podczas bytności mojej w Paranie w roku zeszłym w jednem z bardziej oddalonych od środowisk polskich municipjów poznałem Polaka p. K. - starszy człowiek, oddawna w Paranie osiadły, ożeniony z Brazyljanką; w domu mówi się po portugalsku; doszedł do dobrobytu, jest właścicielem najlepszego zajezdu, członkiem rady municypalnej; przez długie lata był prawie jedynym Polakiem w tej miejscowości; obecnie osiedliło się już w miasteczku i okolicy kilkanaście rodzin polskich, które p. K. wokoło siebie skupia. 

Rozmowa naturalnie zaraz potoczyła się o Polsce. Pan K. bardzo jest do niej zrażony - stracił na pożyczce, do Polski wracać nie warto, bo tam bieda, a przy tym jakaś dyktatura - on tu przywykł do wolności, a tam się podobno nawet swobodnie poruszać nie można - zresztą on od niej nic nie ma, więc za co ma ją kochać. Starałem się sprostować jego pojęcie, zdawało się bez skutku, i na tem się dnia tego rozmowa skończyła. Nazajutrz pod wieczór powróciliśmy do zaczętej rozmowy. Pan K. mniej już był rozgoryczony, słuchał pobłażliwiej i przychylniej moich wywodów, aż nagle z rozczuleniem zawołał: „A jednak ja bym chciał w Polsce umrzeć”! - i łzy mu w oczach stanęły. 

Chciałbym się podzielić z czytelnikami „Wieści” innemi jeszcze wrażeniami z pobytu mojego w Brazylji, mianowicie opowiedzieć o pracy, która się tam już prowadzi w dwóch kierunkach, powyżej zaznaczonych, a która ma na celu skupianie pojedynczo rozproszonych wychodźców, łączenie większych ośrodków polskich ze sobą i planowe tworzenie nowych, poważnych polskich osiedli. Inicjatywę w tej tak ważnej sprawie podjął jeszcze przed odrodzeniem państwa polskiego, bo w czasie wojny, misjonarz ks. Jan Kominek, proboszcz parafii polskiej Itayopolis, dawniej Luceny, w stanie Santa Catharina. 

Kolonja Lucena, jedna z dawnych kolonij polskich, skupiająca w zwartej masie około 1200 rodzin, należała początkowo do Parany. Na skutek długoletnich krwawych nieraz sporów granicznych pomiędzy stanami Parana i Santa Catharina, kolonja Lucena ze znaczną połacią ziemi na północ, aż do rzek Rio Negro i Rio Igussu, odeszła do stanu Santa Cathariny, w którym stanowi jedyne poważne polskie skupienie. 

Warunki ludnościowe w stanie Santa Catharina są odmienne, niż w Paranie - Polacy, którzy w Paranie stanowią przeszło 16%, a łącznie z Rusinami przeszło 20% ogółu ludności, w stanie Santa Catharina przedstawiają tylko niespełna 3%. Stan Santa Catharina zaludniony jest przeważnie przez Niemców, i kolonii Lucena groziło poważne niebezpieczeństwo zupełnego jej odcięcia od środowisk polskich w Paranie, ku czemu skierowane zostały wszystkie wysiłki Niemców. Ks. Jan Kominek przeciwstawił się tym wysiłkom, korzystając ze znacznego zmniejszenia się wpływów niemieckich w czasie wojny światowej. Już wtedy rozpoczął swoją akcję i prowadzi ją nadal. 

Dzięki energii, wybitnym zdolnościom organizacyjnym i propagandowym oraz niezmożonej pracy ks. Kominka, a także dzięki zaufaniu, jakim darzyli go miejscowi właściciele dużych majątków, udało się zapobiec grożącemu Lucenie niebezpieczeństwu odcięcia od polskich skupisk.

Już dziś poprzez miejscowości São Thomás, Queimados, Colonia Viciva, Rio dos Pavões, Pulados, Rio Novo i Vallões po stronie Santa Cathariny, Itayopolis połączone jest z wielkimi polskimi osiedlami po stronie Parany: Antonio Olintho, Águia Branca, São Matheus, Rio Claro.

Naturalnie, nie może być jeszcze mowy o zwartym zaludnieniu tych okolic przez Polaków — bez pieniędzy nie da się tego szybko osiągnąć — ale ks. Kominek nie ustaje w pracy. Liczba polskich osiedli w tym rejonie rośnie z roku na rok i śmiało można przewidywać, że z czasem cała przestrzeń dzieląca Itayopolis od osiedli w Paranie stanie się czysto polskim stanem posiadania. Niezmordowanej i ideowej pracy ks. Kominka należy się jak najgorętsze poparcie społeczeństwa polskiego i rządu.

Ks. Kominek ma także wielkie zasługi jako misjonarz — dotarł do jednego z najbardziej wojowniczych szczepów indiańskich, Botokudów, postrachu całej okolicy. Nawrócił ich na chrześcijaństwo i uczynił z nich najlepszych przyjaciół Polaków. Wszelkie wcześniejsze próby innych misjonarzy nie przynosiły rezultatów.

Drugim poważnym krokiem w tym samym kierunku było założenie nowego polskiego osiedla Amolafaca w municipium Guarapuava. Kolonia, urzędowo zwana Colonia Coronel Queivoz, powstała z inicjatywy pierwszego konsula RP w Kurytybie, Kazimierza Głuchowskiego. Połączono tu dwa cele:
    1.    Zgrupowanie pojedynczo rozrzuconych kolonistów polskich z trzech południowych stanów Brazylii.
    2.    Otwarcie drogi do nowych terenów osadniczych w zachodniej Paranie.

Municipium Guarapuava — największe w Paranie, obejmujące ok. 54 000 km² — przedstawiało wszystkie cechy znakomitego terenu osadniczego: żyzną glebę, zdrowy klimat, ogromną przestrzeń, bardzo małe zaludnienie (mniej niż 1 mieszkaniec na km²). Na północy możliwa była uprawa kawy, trzciny cukrowej i bawełny, na południu — zbóż i traw strefy umiarkowanej. Jedynym niedostatkiem był brak kolei i bardzo ograniczona sieć dróg kołowych i samochodowych.

Z tego powodu rejon był zaniedbany i mało znany. Tylko najodważniejsi pionierzy polscy zapuszczali się tu samotnie lub w małych grupach. Początki były trudne. W 1921 roku, na podstawie kontraktu, właściciel fazendy Amolafaca, p. Queivoz, przekazał posiadłość Władysławowi Radeckiemu do parcelacji na pięć lat. Jednak obiecane fundusze od polskich kapitalistów z Kurytyby zupełnie zawiodły. Sytuację uratował zamożny Polak z Guarapuavy, p. Kamiński, pożyczając 10 000 milreisów za poręczeniem konsula Głuchowskiego.

Kolonizacja w pierwszych dwóch latach szła pomyślnie. Sprzedano kilkadziesiąt działek, częściowo za gotówkę. Po roku można było zwrócić pożyczkę. Jednak w 1923/24 wskutek fałszywych pogłosek o rzekomym napadzie Indian i wymordowaniu kolonistów oraz z powodu rewolucji w Paranie, napływ osadników ustał. Fundusze wyczerpały się.

Konsulat przez pewien czas utrzymywał administrację kolonii własnym sumptem, lecz ostatecznie konsul Głuchowski polecił Radeckiemu sprzedawać działki także nie-Polakom. Radecki odmówił, a kryzys przetrwał dzięki niezwykłym wysiłkom. 1 stycznia 1927 roku parcelacja 6600 alqueires została szczęśliwie zakończona. Całość podzielono między 204 polskich kolonistów, a następnie dołączyły kolejne rodziny. Powstały osady od 15 do 375 hektarów, a pierwotna cena — 55–105 milreisów za alqueire — wzrosła dziś do 450–500 milreisów.

Rozwój Amolafaca jest zdumiewający.
Ludność kolonii liczy około 1300 osób i szybko rośnie. Rodziny są liczne (Owsiany — 18 dzieci, Chabowski — 14, Bugaj — 11). Zdrowotność znakomita: w 1928 roku na 83 urodzenia było tylko 10 zgonów.

Kolonia posiada kościół (choć bez stałego księdza), trzy szkoły wybudowane wspólnymi siłami za ponad 30 000 milreisów, towarzystwo oświatowo-rolnicze, pola doświadczalne oraz tartak parowy. Gospodarka rozwija się świetnie: znakomite plony pszenicy, owsa, lucerny, kukurydzy i manioku.

Sukcesy Amolafaca przesądziły o dalszej polskiej kolonizacji Parany. Towarzystwo kolonizacyjne w Warszawie rozpoczęło akcję od zakupu terenów w municipium Guarapuava, 15–20 km od Amolafaca. Łączna powierzchnia to około 80 000 hektarów, z możliwością powiększenia. Tereny te są, zdaniem miejscowych Polaków, jeszcze lepsze niż Amolafaca — im dalej na zachód, tym ziemia żyźniejsza.

Nowe osiedle otrzymało nazwę: Presidente Affonso Camargo Industrial

Cel:
– osadzenie nowych rodzin rolniczych z Polski na działkach 25–50 ha,
– skupienie rozproszonych Polaków z trzech południowych stanów Brazylii,
– stworzenie kilku centrów miejskich: przemysłowych i handlowych.

Towarzystwo rozpoczęło już pomiary, wyznaczanie działek, budowę dróg, baraków, składów, a także karczowanie półhektarowych placów pod domy i pierwsze zasiewy, aby już we wrześniu bieżącego roku mogła wyruszyć pierwsza partia osadników z Polski.

Time of construction:

1930

Keywords:

Publication:

20.11.2025

Last updated:

26.11.2025
see more Text translated automatically
Page from the magazine 'Wieści z Polski' featuring an article titled 'Newest Polish Settlements in Brazil' from 1930, discussing Polish emigration and settlement efforts in Brazil. Photo showing Najnowsze osiedla polskie w Brazylii Gallery of the object +3

Page from the magazine 'Wieści z Polski' from 1930, discussing Polish emigration to Brazil. The text covers the history of Polish settlements, the role of the Colonization Society, and Polish families in Brazil. Photo showing Najnowsze osiedla polskie w Brazylii Gallery of the object +3

Page from the magazine 'Wieści z Polski' from 1930, featuring an article about Polish settlements in Brazil. The page includes text and a black-and-white photograph of a rural landscape with scattered houses. Photo showing Najnowsze osiedla polskie w Brazylii Gallery of the object +3

Page from the magazine 'Wieści z Polski' from 1930, discussing Polish settlements in Brazil. The text covers colonization efforts, financial challenges, and the growth of settlements. Photo showing Najnowsze osiedla polskie w Brazylii Gallery of the object +3

Attachments

1

Related projects

1
  • Strona z czasopisma 'Wieści z Polski' z artykułem 'Najnowsze osiedla polskie w Brazylii' z 1930 roku, omawiającym emigrację polską i działania osiedleńcze w Brazylii.
    Polonika przed laty Show