KONKURS DZIEDZICTWO BEZ GRANIC ZOBACZ

Licencja: domena publiczna, Źródło: Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Łódzkiego, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie
Fotografia przedstawiająca Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie
Fotografia przedstawiająca Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: DAW-000129-P/135303

Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie

Identyfikator: DAW-000129-P/135303

Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie

W tekście wspomniany jest kościół św. Rafała oraz jego historia związana zarówno z pisarzem ziemskim województwa wileńskiego, Michałem Koszczycem, jak i Michałem Kazimierzem Radziwiłłem, który miał przyczynić się do uposażenia tego kościoła. Opisana jest także nowsza, XIX-wieczna historia kościoła oraz jego wnętrze, które „nic godnego uwagi nie przedstawia” (Źródło: „Tygodnik Illustrowany”, Warszawa 1863, T:8, s. 415-416., za: Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Łódzkiego).

 

Uwspółcześniony odczyt tekstu.

 

Kościół św. Rafała i figura Zbawiciela na Śnipiszkach.

 

W jednym z najkorzystniejszych pod względem estetycznym miejsc stoi bez wątpienia kościół świętego Rafała w Wilnie, na przedmieściu zwanym Śnipiszki, od Śnipa czy też Śnipisa, któremu Witold oddał tę część ziemi, wynagradzając jego usługi. Wybiegłszy ze skromnej acz licznej rzeszy domów i fabryk śnipiskiego przedmieścia, stanął nagle na wzgórzu, jakby zdziwiony cudnym krajobrazem Wilna, co się majestatycznie u stóp jego rozwinął, a wdzięczne dwie jego wieżyce poważnie odbiły się w zwierciadle wód Willowych. Świątynia ta wydałaby się może mierną na każdym innym miejscu, znikłaby, gdyby ją postawić pomiędzy murami; lecz zachwycająca miejscowość, rozległy widok, roztaczający się u jej stóp, pozwala bez przesady, z Gołębiowskim pijarem, tłumaczem „Polski” Starowolskiego, nazwać ją „wspaniałym kościołem” (Opis Królestwa Polskiego, 102 str.). Nie tyle jednak jest on wspaniałym, ile wdzięcznym. Ze wszystkich prawie stron miasta dostrzec można dwie jego wieżyce, rysujące się na lazurowym tle nieba. Widok ich, osobliwie przy świetle zachodzącego słońca, jest czarujący. Przeszłość tej świątyni tak jeszcze pachnie wczorajszością, tak jest młodziuchną przy innych wileńskich kościołach, tak ubogą we wspomnienia dziejowe, że archeolog z dala jej progi omija, a my, szperając w dziejach Wilna, tylko następne znaleźć mogliśmy fakty. W 1703 roku Michał Koszczyc (u Kraszewskiego mylnie Koszyc), pisarz ziemski województwa wileńskiego, człowiek bogobojny i dostatni, wymurował ten kościół dla jezuitów, pod wezwaniem świętego Rafała Archanioła, opatrzył go funduszami i wreszcie umierając w 1709 r. testamentem nowy mu jeszcze dodał zapis. Do jego uposażenia przyczynili się niemało: Michał Kazimierz ks. Radziwiłł, wojewoda trocki, hetman polny litewski i Kazimierz Paweł Sapieha, wojewoda wileński. W kilkadziesiąt lat później jezuici przenieśli się od świętego Rafała do swego kolegium w Połocku, a konstytucja 1774 r. w Warszawie oddała kościół i klasztor śnipiski, wraz ze wszelkimi należącymi doń zabudowaniami, ks. pijarom wileńskim, na zaprowadzenie nowicjatu i wychowywanie w nim młodzieży zakonnej. Wówczas wszakże kościół ten nie był parafialnym. Dopiero w 1791 r. obywatele śnipiscy, odcięci rzeką od parafialnego kościoła, co nade wszystko zimową i jesienną porą wielką stanowiło niedogodność, zanieśli prośbę do księcia biskupa Massalskiego, który erygował go tegoż roku na kościół parafialny. W osiem lat później (roku 1799) pijarzy ustąpili z klasztoru i kościoła, zrzekając się praw do wszelkich zewnętrznych i wewnętrznych zabudowań na rzecz rządu. Przez znaczny przeciąg czasu kościół należał do administracji rządowej, a nabożeństwa w nim odprawiali księża diecezjalni. Świątynia ta, jakkolwiek czysta i schludna, niczym się nie odznacza pod względem architektonicznym ani kościelnym. Z pomiędzy obrazów nader miernego pędzla jeden tylko ma wielką wartość. Jest to utwór sławnego Szymona Czechowicza, wyobrażający archanioła Rafała w chwili, gdy się wznosi ku niebiosom, w obec korzącego się Tobiasza i całej jego rodziny. Koloryt jego prześliczny, rysunek, przy poprawności flamandzkiej, zawiera wdzięk i życie włoskiej szkoły. Oblicza Tobiasza i syna jego promienieją niemym zachwytem i świętą intuicją, a usta księcia aniołów zdają się kończyć owe słowa, które tak cudnie wyraził nasz Stefan Witwicki:
„Pokój wam.
„Jednego z siedmiu widzicie,
„Którzy stoimy przed Panem.
„Tobiaszu! gdyś swe dziecię
„Widział sobie odebranym
„I żal ofiarował Bogu;
„Gdy sieroty z ubogimi
„Witałeś u swego progu;
„Kiedyś porzucał biesiady,
„By umarłych oddać ziemi;
„Bo cię ani chytrych rady,
„Ani bezbożnych rozkosze
„Z drogi, która nakazana
„Od zakonu, nie odwiodły:
„Wtedy ja sam twoje modły
„Niosłem w miłosierdzie Pana,
„Jak teraz wdzięczność zanoszę.”.

W ogóle ten obraz zaszczytne znalazłby miejsce w każdej galerii europejskiej. Wspomnieliśmy wyżej o słupie z figurą Zbawiciela dźwigającego krzyż. Stanowi on nierozdzielną całość z kościołem świętego Rafała, ba! jest jego duszą, jeżeli się godzi tak wyrazić. Pozwól więc, czytelniku, że cię bliżej z nim zapoznam. Wyobraź sobie, żeś przybył do grodu Giedymina i Jagiellonów w cudny wieczór majowy. Wyszedłeś na miasto użyć świeżego powietrza, poznać stare gmachy i cudne okolice tego grodu, przejrzeć się w nurtach Wilii, która „dno ma złociste a niebieskie lica”. Minąwszy wspaniałą katedrę, depcząc ziemię, na której niegdyś wznosiły się gmachy „dolnego zamku”, minąwszy piękną kamienicę Karabanowicza, co się swobodnie rozpostarła na gruzach nieodżałowanego pałacu królowej Barbary, spostrzegasz opodal, tuż pod kościołem świętego Rafała, a wprost zielonego mostu, piękne wzgórze, kąpiące się w potokach promieni zachodzącego słońca. Na nim bieleje słup murowany, z małą wewnątrz altanką, w której widny posąg Zbawiciela, w czerwonej szacie, cierniowej koronie, uginającego się pod ciężarem wielkiego krzyża. Jest to owa figura śnipiska, o którejśmy wspomnieli. Zbliżmy się ku niej. Żaden Litwin nie przekroczy sztachet, okalających to wzgórze, nie zdjąwszy czapki, żadna Litwinka nie wejdzie na nie, pobożnie kolan nie uchyliwszy. Wiele nawet osób na kolanach po kilkakroć statuę obchodzi; inne zadowalają się żarliwą modlitwą, którą odmawiają już klęcząc koło ławek niedawno postawionych, już stojąc w rozmaitych miejscach wzgórza. Ze wszech stron płyną tu gorące modły, ze wszech stron błagalne wznoszą się oczy, potoczy się łza skruchy lub miłości. I ożywiony widokiem Tego, co umarł za nas na krzyżu, odchodzi stąd każdy pełen pociechy wewnętrznej, pełen przeświadczenia, że przez krzyż prowadzi droga do nieba… Rzecz dziwna! Owe śmiechy i rozmowy, tak pospolite we wszystkich kościołach (nie wyłączając nawet Wilna), są tu rzeczą prawie niesłychaną. Lwy miejskie unikają tego wzgórza, a lwice wtenczas je chyba odwiedzają, gdy czują, że cios jaki ma w nie uderzyć, albo też gdy pierwszą zmarszczkę ujrzą na swym czole… Bo też nie ma miejsca stosowniejszego do modlitwy! Posadzką zielona murawa, sklepieniem nieskończoność, bezmiar, słowem wspaniałe niebo, na którym albo zawieszone na promieniach kołyszą się obłoki, albo widnieją miriady gwiazd z księżycem na czele. Zamiast obrazów i architektonicznych ozdób pędzel natury i sztuki roztoczył potężny, olbrzymi krajobraz całego prawie grodu, jego świątyń, jego gór, jego zieleniejących drzew, ogrodów, okolic. Tuż u spodu zwierciadli się niebieska, srebrnolita wstęga Wilii, której łagodny szmer, zlany z szumem nadbrzeżnych drzew, oddalonym gwarem miastowym i pieniem słowikaTworzy przecudny koncert, przy którym zbladłyby wszelkie śpiewy i muzyki kościelne. Oto świątynia, w jakiej się patriarchowie i prorocy niegdyś modlili. Dodaj do tego urok wspomnień drogich dla każdego Wilnianina i gorliwego katolika, a przyznasz, łaskawy czytelniku, że Wilno słusznie może się swoją górką pochlubić. Jakież są te wspomnienia? Przed Unią (jak świadczy rękopis wynaleziony przez uczonego Narbułłę) wznosił się na tym wzgórzu niewielki drewniany zameczek, a raczej baszta, broniąca nieprzyjacielowi przeprawy przez most, który o sto niespełna kroków stamtąd się wznosił. Głęboki rów otaczał go dokoła, a ponieważ leżał na rozdrożu, pomiędzy wilkomierskim a święciańskim (dziś kalwaryjskim) traktem, jakaś chrześcijańska ręka dźwignęła na tym zameczku krzyż. W ciągu wojen siedemnastego stulecia, zameczek uległ zniszczeniu i upadł, by już więcej nie powstać. Następnie któryś z obywateli Śnipisk wymurował na miejscu upadłego przez starość krzyża słup, a na nim umieścił posąg świętego Jana Nepomucena, który jednak po niejakim czasie zniszczał. Wtedy też runęły mury święto-Rafalskiego kościoła, a jezuici zrazu podnieśli tylko z gruzów ów słup, następnie zaś postawili na jego miejscu większy, z przykryciem w rodzaju altany i z krzyżem na wierzchu. Przez kilka lat żadnego w nim jeszcze posągu nie było. Dopiero w r. 1719 polecono niewiadomemu z nazwiska snycerzowi wyrzeźbienie z drzewa posągu świętego Jana Nepomucena. Po niejakim czasie zgłasza się snycerz, oznajmując, że posąg gotów i może być postawiony na właściwym miejscu, byle mu tylko zaliczono umówioną zapłatę, tj. osiem talarów bitych. Ksiądz Ptak, przełożony w domicylium święto-Rafalskiem, wysyła do naszego artysty brata Stanisława dla obejrzenia posągu. Jakież było zadziwienie tego ostatniego, gdy zamiast świętego Jana, znajduje posąg Pana Jezusa Nazareńskiego, niosącego krzyż na górę Swej męki. Snycerz dla usprawiedliwienia się wezwany został do kolegium. - Dlaczegoś statuy nie wyrzezał, jak ci polecono? - zapytał ksiądz Ptak. - Wielmożny księże rektorze - rzekł snycerz z uszanowaniem - przed dziesięcią laty wprawdzie w poleńskiej diecezji naliczono 700 czaszek, prócz wielkiej liczby innych kości ludzkich, które złożywszy do kilku trumien, zlecono mi wygotować posąg świętego Jana Nepomucena, lecz zaszły nieprzewidziane okoliczności, skutkiem których wyjechać musiałem na rok z Wilna do Grodna. Następnie wasz poprzednik kilkakrotnie mi przypominał, bym dokończył zamówioną statuę, lecz okropna klęska nawiedziła nasze miasto, powietrze tysiące porywało ofiar, niepodobna było myśleć o robocie. I ja też chciałem z żoną i dziećmi uciekać jak najprędzej z domu i miasta, gdy się mi ukazał Chrystus Pan, nie wiem i powiedzieć nie umiem, we śnie czy na jawie, i w te słowa do mnie przemówił: „Janie, sporządzaj rychło statuę z tego kloca drzewa, ale taką, a nie inną, jak mnie tu widzisz. Ani ciebie, ani domu twego żadna zaraza nie dotknie, gdy mnie usłuchasz. Pamiętaj!”. - Tak się też i stało: począłem pracować koło Zbawiciela krzyż dźwigającego, a nikt w domu moim ani się poskarżył. Dziś, gdy obawa zarazy ustała, upraszam was, przewielebni Ojcowie, byście przyjąć raczyli ten posąg i postawili go w altance na słupie. Ojcom jednak jezuitom koniecznie się chciało świętego Jana Nepomucena, a posągu Pana Jezusa przyjąć się nie zgadzali. Tymczasem pewien stary kapłan tegoż zgromadzenia miał jakoby we śnie objawienie, dzięki któremu statuę przyjęto, lecz postawiono ją tymczasem w składzie rzeczy kościelnych, zawsze myśląc o świętym Janie. Tym sposobem rok upłynął. Aż braciszek zakonny Antoni Rychlor, krzątając się w tym składzie, posłyszał głos, jakby z ust ludzkich wychodzący: „Dopókiż mnie więzić będziecie w tej jaskini?”. Niepodobna było dłużej się opierać. R. 1720, d. 9 maja, za przełożeństwa księdza Hyacynta Ptaka, przy asystencji całego zgromadzenia członków Societatis Jesu w Wilnie i licznym zbiegowisku pobożnych, posąg Pana Jezusa umieszczono na słupie. W roku 1818 wzgórze zupełnie inną przybrało postać. Okopano je bowiem naokoło, ocembrowano kamieniami i ogrodzono sztachetami. „Za pierwszym gięciem zatopieniem w ziemi motyki - powiada p. Kirkor w „Przechadzkach” - zamiast piasku lub gliny, posypały się kości ludzkie, i po ściślejszym zbadaniu okazało się, iż całe wzgórze jest ze szczątków ludzkich złożone.” Jakoż, po odbytym nabożeństwie przez ś. p. Wacława Żylińskiego, natenczas jeszcze prałata rządzącego wileńską diecezją, naliczono 700 czaszek, prócz liczby innych kości ludzkich, które złożywszy do kilku ogromnych trumien, solennie odprowadzono na cmentarz święto-Rafalski, kędy je też pochowano. Dzieje miasta Wilna nie podają nam ani czasu, w którym tylu ludzi na tym kurhanie pogrzebano, ani przyczyny, dla której to miejsce obrano na cmentarz. Najprawdopodobniej jednak chowano tu ciała zmarłych w czasie okropnego powietrza, które grasowało w Wilnie w 1709 i 1710 roku; zdaje się przemawiać za tym obraz nędznego pędzla, umieszczony na zewnętrznej ścianie kościoła świętego Piotra, wystawiający okropne skutki moru, który zabrał Wilnu 30 380 ofiar. Tło jego czarne, płomienne, pośród którego wznosi się wzgórze okryte nagimi i wynędzniałymi postaciami, z których jedne umierają, inne już Bogu ducha oddały i służą za pastwę zgłodniałym psom. Wzgórze to nader jest podobne do śnipiskiego, a podanie ludowe istotnie stwierdza to przypuszczenie. Takie są pamiątki przywiązane do tego wzgórza. Lud, nie zważając na porę roku, na zimna lub deszcz, tłumnie je nawiedza, a nierzadko widzieć można, jak żebrak, okryty łachmanami, lub wdowa opuszczona od świata i ludzi, wrzuca swój sierocy grosz do skarbonki, przykutej do słupa. Czasem ujrzysz tu modlących się, z okiem podniesionym, wjeżdżające lub wyjeżdżające.

Czas powstania:

1863

Publikacja:

01.09.2023

Ostatnia aktualizacja:

11.06.2025
rozwiń
 Fotografia przedstawiająca Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie Galeria obiektu +2

 Fotografia przedstawiająca Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie Galeria obiektu +2

 Fotografia przedstawiająca Opis kościoła św. Rafała i figury Zbawiciela na Śnipiszkach w Wilnie Galeria obiektu +2

Obiekty powiązane

1
Pokaż na stronie:

Załączniki

2

Projekty powiązane

1
  • Polonika przed laty Zobacz