Licencja: domena publiczna, Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie

Licencja: domena publiczna, Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie

Licencja: domena publiczna, Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie

Licencja: domena publiczna, Źródło: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: DAW-000365-P/164874

Folwark w Pilawinie

Identyfikator: DAW-000365-P/164874

Folwark w Pilawinie

Tekst to szeroki opis Pilawina, folwarku należącego do Józefa hr. Potockiego. W artykule skreślona jest sama podróż do Pilawina (od herbu Pilawa) leżącego nieopodal wsi Suchowola. Opisany jest także dokładnie dom myśliwski oraz park i zwierzyniec znajdujący się wokół dworu. Wspomniana też jest np. tablica pamiątkowa ks. Józefa Czartoryskiego oraz historia samego dworku i folwarku (Źródło: „Ziemia. Tygodnik Krajoznawczy Ilustrowany”, Warszawa 1910, nr 51, s. 6-9, za: Wielkopolska Biblioteka Cyfrowa).

 

Uwspółcześniony odczyt tekstu

 

Pilawin

Po kilkunastu godzinach jazdy koleją, około południa, ślicznego dnia sierpniowego z radością ujrzałem ściany boru sosnowego, otaczające st. kolei Połud.-Zachód. Sławutą. Stąd miałem jeszcze 50 wiorst do przebycia, by się dostać do Piszczowa, majętności Józefa hr. Potockiego, gdzie pośród rozległej puszczy liczącej 32 000 dzies. obszaru, urządzono wielkim kosztem i staraniem zwierzyniec - park Pilawin (od herbu Pilawa). Z upragnieniem oczekiwałem chwili ujrzenia tej pociągającej dla mnie miejscowości. Gdy wysiadłem z wagonu, opadli mnie właściciele rozmaitych wehikułów, proponując swoje usługi. 

Wybrałem najmniej obszarpany, jak go właściciel nazywał, „faeton-lejn”, który miał budę ciągle spadającą, a resory, które były nimi tylko dla formy, materace wyślizgane i tak wysiedziane, że przy każdym pochyleniu trzeba było oburącz się trzymać, by nie wypaść w błoto lub wytwinę. Trzy konie zaprzężone do faetonu doskonale z nim harmonizowały, bo bułany był ślepy, kary bez ucha, z kołtunem w ogonie, a gniady na przyprzężce kulał. 

Po długich przygotowaniach ruszyliśmy. Rudy Hersz na koźle z miejsca zaczął usilnie pracować batogiem, a blaszane wiadro do osi przywiązane dźwiękiem swoim wtórowało mu. Gdy bór się skończył, nastąpiły na zmianę: piaski, kałuże lub glina wyschnięta na twardo. Na krańcu horyzontu ciemniały nieprzerwane bory. Hersz coraz usilniej cmokał i używał swego berła birmańskiego, poił konie albo osie faetonu niesmarowane mazią smarował. Gdy wyjechaliśmy na szosę, jazda raźniej poszła, a po przebyciu Kotce, o zmroku dostaliśmy się do Piszczowa, podjechałem pod pełen kwiatów ganek domu, otoczonego ładnym ogrodem na tle dużego lasu, mieszkania zarządzającego lasami Piszczowa, p. Romualda Sokalskiego, gdzie zostałem nader gościnnie przyjęty przez gospodarza i jego rodzinę. Nazajutrz wyjechaliśmy do Pilawina doskonale utrzymaną drogą, wiodącą przez piękny las. 

Po przebyciu sporej przestrzeni, na prawo od drogi, ukazał się zgrabny myśliwski dom piętrowy, ozdobiony ze smakiem rogami jeleni i łosi, rysujący się wdzięcznie swoją białością kory brzozowej na błękitno-zielonej ciemni boru. Poza nim olbrzymi park - zwierzyniec, otoczony dziewięciostopowym ogrodzeniem i mający tylko dwa wjazdy: jeden koło domu, gdzie przy wrotach w obszernym ogrodzeniu drucianym i domku mieszka para pięknych i bardzo oswojonych niedźwiedzi białoruskich, drugi o kilka wiorst dalej z przeciwnej strony nad drogą, wiodącą do zaścianka szlacheckiego Kamionki. Przestrzeń ogrodzona zajmuje sam środek lasów Piszczowskich, dotykając tylko ze wschodnio-północnej strony lasów rządowych, a powierzchnia gruntu w zwierzyńcu na ogół płaska, gdzieniegdzie z lekka falista. Zraszają ją liczne strumyki i przepływające rzeczki: Sokalec, Osowieczka, Kroplowna i Czartorya. 

Przed dziewięciu laty była tu dzika, miejscami niedostępna puszcza, którą oczyszczono, grunta zaś błotniste przez umiejętną kanalizację osuszono. Wody ujęto w stawy (największy Wietlica 8 hektarów), podzielone kapitalnymi groblami i ławami. Malowane, zgrabnie rzucone na ruch mostki oraz słupki, którymi oznaczono kilkanaście wiorst dróg doskonałych, wdzięcznie bielą się po całej przestrzeni zwierzyńca. W odpowiednich miejscach potworzono sztuczne polany. Na miejscach suchszych rozpościerają się rozłożyste dęby, lipy, klony, brzozy i osiki - na wilgotnych olchy, tory i sitowie - dalej nieskończona zwarta kolumnada boru sosnowego bez żadnego podszycia, gdzie panuje mrok, a grunt pokrywają czarne jagody, borówki lub kępy paproci.

Tu i owdzie rozsiadły się z rzadka sosny, podszyte leszczyną i innymi krzewami, z których osobliwość florystyczną stanowi wysoka i obficie rozrosła azalia (Azalea pontica); w maju pokrywa się ona dużym żółto-pomarańczowym kwiatem, silnie pachnącym. W miejscowości zwanej Meczety w zwierzyńcu urządzono staw specjalnie dla gnieżdżących się tam bobrów. Na obszarze tym żyją i rozmnażają się na zupełnej swobodzie: żubry, łosie, rozmaite gatunki egzotyczne jeleni obok saren krajowych oraz białych zajęcy (bielaków). 

Gnieżdżą się głuszce, cietrzewie, jarząbki, żurawie, rzadkie czarne bociany, mnóstwo wodnego ptactwa i śpiewaków leśnych, czujących się tu bezpiecznymi od napaści drapieżników, tępionych systematycznie tu i we wszystkich lasach przyległych, należących do majątku. Myślą zasadniczą właściciela jest, by zwierzyniec był miejscem aklimatyzacji, krzyżowania i rozmnażania gatunków, zanikających w spustoszałych lasach krajowych. Nadmiar osobników rozpłodzonego gatunku ma być wypuszczany w inne lasy na zupełną swobodę, by tym sposobem podnieść zwierzostan, stanowiący w innych krajach poważną rubrykę dochodów. 

To, co dziś jest, powstało nie od razu: w roku 1900 ogrodzono nieznaczną przestrzeń, gdzie puszczono dwa łosie, potem trzy; w następnym roku sprowadzono 36 łosi i powiększono obszar ogrodzony do 1 500 dziesięcin. W początku ze sprowadzonych łosi zginęło 23 - lecz gdy urodzone na miejscu podrosły, rozmnażanie poszło pomyślnie, tak, że obecnie liczba ich doszła do 68. Następnie powzięto myśl sprowadzenia rozmaitych jeleni egzotycznych; w r. 1902 sprowadzono z Hamburga od Hagenbecka jelenie amerykańskie (Cervus wapiti canadensis). W następnym roku nadleśny p. Sokalski jeździł do guberni jenisejskiej, gdzie zakupił jelenie moral (Cervus moral capi arcticus); z ogrodu zoologicznego w Berlinie sprowadzono jelenie kamczackie (Cervus dybowski). 

W r. 1904 otrzymano w darze z puszczy Białowieskiej trzy żubry: byka i dwie krowy, od Hagenbecka sprowadzono parę bizonów, lecz samca żubr zabił, a krowa trzyma się stadka żubrów. W roku zeszłym miała ona cielę z krzyżowania z żubrem, które jednak zginęło. Dziś liczba żubrów już doszła do siedmiu. W r. 1905 po otrzymaniu w darze od p. Koziełły-Poklewskiego sarny ułajskie, p. Pawłowski, łowczy, jeździł na Syberię i nabył ich większą ilość na miejscu. Sarny te są bardzo kształtne, podobne do saren ukraińskich, tylko o wiele większe, a że ruja ich wypada jednocześnie z krajowymi, istnieje więc możność na drodze krzyżowania podnieść tym sposobem rasę krajową. 

Renifery z guberni wołogodzkiej nie zniosły zmiany klimatu i wyginęły, co też się stało i z indykami amerykańskimi. Hodowla białych zajęcy powiodła się - ale że to zwierz trudny do utrzymania w zagrodzonej przestrzeni - rozbiegają się więc w rozmaite strony. W jesieni ubiegłego roku powiększono obszar zwierzyńca prawie do 5 000 dziesięcin. Oprócz znacznej przestrzeni lasów w granice zagrodzenia weszły pola orne, na których z rzadka porozrzucane są kępy drzew; mają one bez zmiany pozostać w tym stanie dla użytku zwierzyny. Na miejscu, gdzie istnieje największa wyniosłość i gdzie skała nad powierzchnią wychodzi, zbudowano w tym roku ładną altanę z brzóz i dębów. Z altany tej widok obszerny na wieś Storolów i inne, obramowane siniejącymi borami. 

Ogrodzenie zwierzyńca drewniane, mocne, wysokości więcej niż 3 metry; w jednej tylko części nowszej, gdzie pola, przy słupach dębowych ogrodzenie z mocnego drutu kolczastego. W kwietniu tego roku przybyła nowa partia jeleni, a latem przybyło do zwierzyńca wiele nowych okazów jeleni, między którymi ciekawe są sajgi i jelenie kaszmirskie, rzadko spotykane w ogrodach zoologicznych Europy, przez co ilość importowanych zwierząt zwiększyła się znacznie, dotychczas bowiem było ich już 300 sztuk obok takiej samej ilości saren krajowych. Bezpośrednie obserwacje mieszkańców tego zwierzyńca stwierdziły znaczniejszy wzrost i dorodność osobników wszystkich zwierząt, urodzonych na miejscu, względnie do przywiezionych; jest to skutek doskonałych warunków, w jakich one tu żyją. 

Każde zwierzę znajduje właściwe i bezpieczne miejsce dla siebie, dużo wody, obfitość paszy latem, bo oprócz łąk naturalnych, zasiewają w obrębie zwierzyńca 80 morgów polan: żytem, owsem, gryką, wyką, seradelą, łubinem i kartoflami - rośnie też tu trawa, zwana żubrówką. Na zimowy karm łąki koszone są na siano. Ścinane z zielonym liściem gałązki rozmaitych drzew, wiązane są w snopy i suszone, na karm dla łosi; poza tym paszę zwierząt stanowi owies, marchew i kukurydza, mielona razem z żołędziami. 

Na polach po łące rozkładane są lizawki (cegiełki wyrobione z gliny z solą i anyżem). W tym ciekawym dla miłośnika przyrody, jedynym może w kraju ustroniu, za łaskawym zezwoleniem właściciela i dzięki wielkiej uprzejmości p. Sokalskiego, miałem ułatwiony pobyt w ciągu kilku tygodni, ulokowany w obrębie zwierzyńca w pawilonie, zamieszkanym przez łowczego p. Pawłowskiego. Miałem wszelką możność zupełnego oddania się studyom natury i obserwacji życia zwierząt w ich własnych siedzibach. Pają koników i nieodstępnym Halowym Adamem, całymi dniami woziła mnie po lesie. 

Gdy szkicowałem, Adam, który w ciągu długiego swego życia wyhodował wielu osobników rogatych, bujających obecnie po lesie, siedząc pod sosną z fajeczką, opowiadał szczegóły obyczajów zwierząt albo rozmaite epizody sprzed lat czterdziestu, a gdy na koniec, gorącem znużony, zdrzemnął się, wsłuchiwałem się w odgłosy lasów: obok stukały dzięcioły, czasem wiewiórka z konaru na konar skoczyła, albo wielki ptak w szczytowych gałęziach sosen załopotał skrzydłami, to znów stado kaczek zerwało się z szuwarów. 

A często jeleń lub łoś wybiegłszy z zarośli stanął, uważnie mi się przypatrywał i odchodził, pasąc się po drodze. W czasie mego pobytu nastąpiła ruja kanadyjskich jeleni; dniem rzadko było je widać, ale przed wieczorem zbierały się w stadka i rozpoczynały beki, które trwały noc całą. Niebezpiecznie wtedy było z nimi się spotkać, bo nie tylko te rogacze między sobą staczają zacięte walki, ale atakują ludzi i konie. Noce były ciepłe, pogodne, księżyc świecił wspaniale. 

Trąbieniu jeleni pod samym domem odpowiadały huty w oddali, co pobudzało łosie do charczenia. Od czasu do czasu ryknął żubr lub huknął puliacz i nie wiem już, jakie odgłosy bliższe i odległe zlewały się razem. Gdy zasypiałem, zdawało mi się, że jestem w dżungli afrykańskiej lub że przeniosłem się wstecz w odległe wieki, gdy król Jagiełło zarządzał wielkie łowy myśliwskie, może i w tych borach, dla przysporzenia spyży dla wojsk przed potrzebą grunwaldzką. 

Pisząc o Pilawinie, niepodobna zamilczeć o dziś już nader rzadkim borze modrzewiowym, jaki się znajduje w środku lasu - o kilkanaście wiorst od zwierzyńca. Przejechawszy zaścianek Kamionkę i przyległe mu grunta orne, wjeżdża się znów w las tak samo urządzoną drogą jak w zwierzyńcu. W głębi lasu ukazują się grupami między innymi drzewami odwieczne modrzewie niepospolitej grubości i ogromnej wysokości i na koniec droga wchodzi w zwarty gąszcz nadzwyczajnej wysokości lasu modrzewiowego. U szczytu gałęzie łączą się ze sobą ponad drogą i formują korytarz, który gdzieś daleko ginie w czarnej ciemni boru. 

Przestrzeń zajęta tym rzadkim dziś lasem obejmuje kilkadziesiąt dziesięcin. Modrzewie starsze okazałej wysokości i grubości były sadzone w XVIII wieku za wolą ówczesnego właściciela tych przestrzeni, ks. Józefa Czartoryskiego, młodsze z biegiem czasu same obficie zasiały się i zwartym gąszczem urosły. - Na pamiątkę tej tak dawnej leśnej kultury obecny właściciel wystawił tego lata pomnik z nieobrobionych brył surowego kamienia, w który wmurowano tablicę kamienną z wyżłobionym napisem: 

„W stuletnią rocznicę zgonu mego pradziada Józefa Księcia Czartoryskiego Stolnika W. Księstwa Litewskiego, wzorowego gospodarza i założyciela modrzewiowej kultury w XVIII stuleciu, ku czci jego pamięci wdzięczny prawnuk Józef Potocki 1894 roku”. 

Koło pomnika urządzono zgrabne ławki z brzozowych i dębowych gałęzi i cała ta miejscowość pozostaje starannie utrzymana pod troskliwą opieką nadzoru leśnego.

Czas powstania:

1910

Słowa kluczowe:

Publikacja:

30.09.2024

Ostatnia aktualizacja:

03.09.2025
rozwiń
Czarno-biały obrazek fragmentu tekstu z publikacji z 1910 roku zatytułowanej 'Pilawin'. Tekst opisuje podróż do Pilawina, folwarku należącego do Józefa Potockiego, oraz wspomina o otaczającym parku i domu myśliwskim. Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie Galeria obiektu +3

Historyczna fotografia domu myśliwskiego w Pilawinie, otoczonego drzewami i ogrodzeniem. Budynek ma tradycyjny styl architektoniczny z widocznym wejściem i kilkoma oknami. Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie Galeria obiektu +3

Czarno-biała fotografia tablicy pamiątkowej poświęconej księciu Józefowi Czartoryskiemu, otoczonej drzewami. Obraz jest częścią artykułu o folwarku w Pilawinie. Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie Galeria obiektu +3

Strona z ilustrowanego tygodnika 'Ziemia' z 1910 roku, zawierająca artykuł o folwarku w Pilawinie. Tekst opisuje podróż do Pilawina, dom myśliwski, park i zwierzyniec. Stronę otaczają elementy dekoracyjne. Fotografia przedstawiająca Folwark w Pilawinie Galeria obiektu +3

Załączniki

1

Projekty powiązane

1
  • Polonika przed laty Zobacz