Licencja: domena publiczna, Źródło: Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Łódzkiego, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Opis klasztoru mariawitek w Wilnie
Fotografia przedstawiająca Opis klasztoru mariawitek w Wilnie
Fotografia przedstawiająca Opis klasztoru mariawitek w Wilnie
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: DAW-000126-P/135300

Opis klasztoru mariawitek w Wilnie

Identyfikator: DAW-000126-P/135300

Opis klasztoru mariawitek w Wilnie

W tekście opisany jest klasztor mariawitek nazywany „kościółkiem św. Stefana” lub „św. Szczepana”, wybudowany w 1600 r. przez jezuitę Szymona Wysockiego oraz biskupa wileńskiego Eustachego Wołowicza. Skreślona jest historia klasztoru oraz towarzyszącego mu szpitala. W dalszej części artykułu znajduje się dokładny opis fizyczny kościoła oraz cmentarza. (Źródło: „Tygodnik Illustrowany”, Warszawa 1863, T:8, s. 311-312., za: Biblioteka Cyfrowa Uniwersytetu Łódzkiego).

 

Uwspółcześniony odczyt tekstu.

 

Kościół św. Stefana w Wilnie.

 

Idąc przez Ostrą Bramę ku dworcowi kolei żelaznej, postrzegamy na prawo, poza obrębem prawie Wilna, mały, niepozorny, jakby chcący uniknąć gwaru miejskiego, kościołek. Nazywają go różnie - raz kościółkiem św. Stefana, drugi raz św. Szczepana, to znowu kościołem panien maryawitek. Nie odznacza się on ani strukturą, (o czem sam się przekonasz, czytelniku, z obocznej ryciny), ani miejscowością, która ze wszelkich okolic i przedmieść Wilna najmniej podobno jest malowniczą, ani starożytnością, bo zaledwo półtrzecia wieku ubiegło od jego założenia, ani wreszcie jakim pamiętnym wypadkiem, bo dzieje wileńskie skąpo tylko i od niechcenia o nim wspominają; a jednak z losem jego klasztoru tak interesująca wiąże się historya, że mało jest świątyń w naszym kraju, które by czemśkolwiek podobnem poszczycić się mogły. Nim cię jednak, czytelniku, bliżej z nią zapoznamy, chciej się przypatrzeć samej świątyni, jej przeszłemu i obecnemu stanowi. Wymurował ją w 1600 r., ze składek zebranych, jezuita, Szymon Wysocki, przy czynnym udziale biskupa wileńskiego Eustachego Wołowicza. Przy nim został założony szpital dla chorych, wraz z bractwem św. Łazarza. Zniszczony podczas kaźmierzowskich wojen, dopiero w 1673 r. został podniesiony, a ów drewniany przy nim szpital restaurowany. Jak dochody jego natenczas były szczupłe, pokazuje się z inwentarza 1711 r., który je oblicza na 562 złp. 1 o gr. Sądzić jednak należy, że w innych latach były one wyższe, zwłaszcza że prawie przez trzy lata, od 1708 do 1710 r., grasowała w Wilnie straszna morowa zaraza, skutkiem której koniecznie nastąpić musiała drożyzna, co zresztą widzim z taksy ówczesnej zboża: beczka żyta kosztowała zazwyczaj 8 ówczesnych groszy litewskich, 1710 zaś r. podniosła się aż do 60 złotych. (Baliński i Kraszewski). Kościołek ten jest zbudowany w kształcie krzyża, nie ma żadnych zewnętrznych ozdób ani wieżyczek. Długość jego wynosi 11 sążni i 2 łokcie, szerokość 3 sążni, wysokość zaś największa 13, najmniejsza około 6 sążni. Wewnątrz nie ma nic godnego uwagi, prócz nagrobku ks. Aleksandra Toczyłowskiego, biskupa belneńskiego, zm. 1808 r. Kościół św. Szczepana, niegdyś stanowiący osobną parafię, dziś należy do parafii Wszystkich Świętych. Niewielki cmentarz, gęsto okryty krzyżami i mogiłami, przytyka doń z lewej strony, nadając tej świątyni postać prawdziwie sielską. Z pomiędzy wielu, w rozmaitych zawodach zasłużonych mężów, których ciała tu leżą, wyliczym następnych: w małej kapliczce cmentarnej spoczywają zwłoki ks. Dawida Pilchowskiego, biskupa sufragana wileńskiego, dziekana uniwersytetu wileńskiego. W murze otaczającym cmentarz leży Mikołaj Regnier, dr medycyny, professor akademii medycznej wileńskiej. Pochowani tu również: ks. Anioł Dowgird, św. teologii dr., kanonik, professor logiki i filozofii w uniwersytecie wileńskim i duchownej akademii, członek wielu towarzystw naukowych, autor kilku dzieł i rozpraw treści filozoficznej; znany nowszemu światu Józef Władysław Bychowiec, i Józef Rogawski, zasłużony artysta sceny dramatycznej wileńskiej. Przebiegłszy w krótkości dzieje tego kościoła, możemy teraz z zupełną swobodą pomówić o klasztorze maryawitek, o jego założycielu i założeniu, tudzież o burzliwych losach, przez jakie w przeciągu stulecia przechodził. Posługiwaliśmy się w tej pracy ciekawym artykułem, umieszczonym w 1820 r. w „Dziejach Dobroczynności” wydanych w Wilnie, a noszącym następujący tytuł: „Krótka historya zgromadzenia sióstr Mariae Vitae, napisana przez jedną maryawitkę.” Pierwszą myśl założenia tego zakładu powziął i wykonał ksiądz Józef Stefan Turczynowicz, kanonik piltyński, proboszcz, najprzód w Dzięciole, później u św. Stefana w Wilnie. Urodzony przy schyłku XVII wieku, ze szlachetnych lecz niezamożnych rodziców, z prawdziwego powołania obrał stan duchowny, w którym najgorliwiej spełniając swe obowiązki, nadto poświęcił się jeszcze nawracaniu Żydów. Idea zrodzona w dzieciństwie, wykołysana z latami, poparta wielokrotnym doświadczeniem, dzięki któremu przeszło pięciuset Żydów nawrócił, ochrzcił, a co największa, zapewniwszy im przez swoje wpływy i starania byt, wcielił ich do tak zupełnie nowego dla nich świata, umocnił i utwierdził w wierze, - ta powiadamy idea spać mu nie dawała, snując mu tysiączne plany, dotyczące jej rozpowszechnienia i obszerniejszego zastosowania. Zaiste trudne to było przedsięwzięcie! Nie tylko w Polsce, lecz i za granicą, jedynie słabe i nierozwinięte miano natenczas wyobrażenie o towarzystwach dobroczynnych lub moralnych. Świeżo zaprowadzone w Warszawie bractwa św. Wincentego a Paulo i Jana Bożego, zdawały się być dostatecznymi dla całego kraju, a o zakładanie nowych nikt się ani troszczył. Łatwo więc pojąć, jakie trudności spotykał ks. Turczynowicz. Bez funduszów, bez poparcia, bez współczucia i uznania ze strony ziomków, szedł przecież z dziwnym wytrwaniem swoją drogą, aż wreszcie wzmocniony poradą ks. Barszcza, swojego spowiednika, tworzy w swym ubogiem probostwie św. Stefana męską konfraternię, którą w tymże klasztorze osadza. Zdawało się więc, że już stanął u kresu swoich życzeń: idea była urzeczywistnioną, należało tylko oczekiwać jej owoców. Wszelako, czy się mężczyźni okazali niezdolnymi do nawracania, czy łatwiej było Żydówki niż Żydów nawracać, czyli też z innych jakich niewiadomych nam przyczyn, dość że miejsce konfraterni męskiej zajęło wkrótce zgromadzenie żeńskie. W 1737 r. biskup wileński Michał Zienkiewicz potwierdził przepisane dlań przez ks. Turczynowicza reguły, a papież Benedykt XIV nadesłał swoje upoważniające breve. Tu się dopiero wszystkim oczy otworzyły: oceniono całą doniosłość przedsięwzięcia, ujrzano błogie jego owoce i zupełną bezinteresowność tak założyciela, jak i założonego zakładu. Wkrótce też biskupi łucki, żmudzki i inflandzki poszli śladem wileńskiego, i dzięki ich pasterskiemu potwierdzeniu, 16 miast, prócz Wilna, ujrzało w obrębie swoich murów maryawitki. (1) Z wyjątkiem trzech, (w Hołowczynie, Mozyrzu i Słonimiu) wszystkie te zgromadzenia musiały i siebie, i swoje neofilki utrzymywać z pracy rąk własnych. Fundator, mający szczególne nabożeństwo do Matki Boskiej, nazwał tę kongregację zgromadzeniem sióstr Mariae Vitae („Życia Maryi”), które się w ustach ludu przerobiło na maryawitki. Noszą one habit jednostaj Ny, popielaty. Prócz nawracania i umacniania w wierze Żydówek, fundator polecił im wychowywanie ubogich sierot. Cel zresztą, przeznaczenie i akt wiary maryawitek, zawarty przezeń został w tych kilku pełnych prostoty i gorącego uczucia słowach, które zalecił im codziennie powtarzać: „Klauzura - w sercu; klasztor - świat cały; cel pracy - nawracanie, nauka i miłosierdzie; plac zabawy - każda żydowska karczma; reguła - kochać Boga i bliźniego; koniec - jeden pasterz i jedna owczarnia; fundusz - w niebie; hasło - imię Panny Marii.” Ogólny zarząd nad maryawitkami, tudzież wizytatorstwo wszystkich klasztorów i domów tego zgromadzenia, poruczył najpierwszej i najukochańszej swojej uczennicy, Anieli z Czyżów Potemkinowej. Gdy pod wpływem tak przyjaznych okoliczności krzewi się i wzrasta to pożyteczne zgromadzenie, gdy z pracy rąk sióstr swoich utrzymuje i uczy z górą 60 uczennic, gdy wreszcie do 100 neofitek nawraca na łono prawdziwego Kościoła, - nagle groźne chmury zaćmiły uśmiechający się widnokrąg. Trudno zaiste wyrzec stanowczo kto je nagromadził, kto był motorem tej nikczemnej intrygi, która niczym się usprawiedliwić nie daje? Autorka artykułu, z którego tutaj korzystamy, obwinia Żydów, którzy nie mogąc jakoby sami stawić czoła tak niebezpiecznym judaizmowi maryawitkom, użyli za sprężynę swej zemsty konwentów żebrzących i mniszek. Pierwsi im zarzucali „że im kwestę tamują”, drugie „że się na wzór ich (mniszek) odziewają, będąc tylko kongregacją.” Mniemamy atoli, że Żydów niesłusznie autorka do tej intrygi wmieszała. Bo jakiż stosunek może zachodzić między tymi ostatnimi a konwentami żebrzącymi, lub co większa, mniszkami? A zresztą, czyliż zazdrość koniecznie potrzebuje jakiegoś bodźca zewnętrznego? Czy interes własny nie ma dosyć sił, by stąpał samodzielnie, by do rozbudzenia swojego ja aż dalekich jakichś pobudek potrzebował?… Bądź co bądź, konsystorz wileński zapozwał księdza Turczynowicza. „Kto chce psa uderzyć - mówi przysłowie - znajdzie kij”, jakoż znalazło się przeciw niemu i kongregacji zarzutów co niemiara. Zarzucano mu, iż śmiał, wbrew zakazowi Soboru Trydenckiego, nowy zakon fundować, iż kwestarzom czynił w zbieraniu jałmużn przeszkodę, nareszcie, że jakoby gwałtem ważył się chrzcić Żydówki. Pomimo wymownej obrony księdza Turczynowicza, w najjaśniejszym świetle okazującej jego niewinność, konsystorz nie tylko wydał dekret kasujący zgromadzenie maryawitek, lecz samego fundatora cenzurą kościelną obłożył. Apelacja do nuncjatury nic nie pomogła; maryawitki zostały wygnane ze wszystkich klasztorów. Zasilny to był cios, aby go obojętnie mógł przenieść zacny fundator. Otoczony rozpierzchłymi swymi uczennicami, błogosławiący i błogosławiony od nich, oddał Bogu ducha w 1773 r. w Mińsku. Ostatnim jego słowem, ostatnim zleceniem, była modlitwa za nieprzyjaciół. Zdawało się, że już nic nie zdoła wskrzesić bogobojnego zgromadzenia, inaczej wszakże było zapisane w księdze przeznaczeń. Potemkinowa, postawiona na czele swoich towarzyszek, udaje się po radę do księdza Modzelewskiego, altarzysty w Słonimie, którego fundator umierając mianował swoim następcą i „ojcem” zgromadzenia, i otrzymuje od niego radę, by się udała do Rzymu, do Ojca Św., prosząc o zniesienie dekretu kasacyjnego i aprobowanie reguły. Nie namyślając się długo, pomimo odradzali przyjaciół, pomimo najzupełniejszego braku funduszów, zabiera z sobą cztery towarzyszki i, bez znajomości obcych języków, bez listów polecających, o żebranym chlebie, pieszo, przybywa do św. Stolicy. Po długim oczekiwaniu, otrzymują wreszcie posłuchanie. Ówczesny papież Klemens XIV, przyjął je najłaskawiej i wypytywał o szczegóły, dotyczące ich zgromadzenia. Na podaną sobie prośbę, wydał list czyli breve, 21 marca 1774 r., do biskupa wileńskiego ks. Massalskiego, któremu zalecił: „iżby powracające do ojczyzny łaskawie przyjął, pod swą szczególną wziął opiekę i od wszelkiego bronił prześladowania i krzywdy.” Jak skwapliwym był powrót tej czcigodnej niewiasty, niosącej tak pożądaną wiadomość, z tego się najlepiej pokazuje, iż dwie jej towarzyszki, „znużone podróżą,” umarły w Niemczech, trzecia w Częstochowie, czwarta zaś w kilka miesięcy po powrocie do kraju. Że sama przełożona wytrwała, przypisać należy silnemu spotęgowaniu ducha, który się nie dał ciału pokonać, ożywczemu ciepłu idei, która nieraz maluczkich wywyższa, a słabych rozpotężnia. Lecz jeżeli z jednej strony nasza pątniczka tak słuszne miała powody cieszyć się z urzeczywistnienia swoich najgorętszych pragnień, jakże natomiast z drugiej została zasmuconą, znalazłszy siostry rozproszone.Zmarłe, lub zamknięte za klauzurą, do której je zmuszono, klasztory zaś opuszczone, zniszczone, ba nawet jakby na urągowisko Żydom posprzedawane! Zgromadzenia tylko białoruskie były w lepszym stanie, inne „świeciły pustką i zniszczeniem”. Próżno biskup Massalski starał się je wydrzeć z rąk teraźniejszych dziedziców: wszystkie zabiegi na mało się przydały. Wileński jednak klasztor, aczkolwiek złupiony i ogołocony ze wszystkiego, „do pierwszych powrócił dziedziczek, i w nim na przełożeństwie osadzoną została siostra Jankowska. Potemkinowa, doczekawszy pomyślniejszego obrotu poruczonych swej pieczy interesów, wkrótce potem, 1786 r., w Bogu spoczęła. Dodać tu należy, co autorka w swojem sprawozdaniu opuściła, iż w 1788 r. biskup Massalski aprobował listem pasterskim to zgromadzenie i upewnił je o dalszej swej protekcji. W tymże czasie umarł ksiądz Modzelewski, nie pozostawiwszy po sobie ani ogólnej przełożonej i wizytatorki, ani duchownego ojca, który by się maryawitkami opiekował. Klasztor wileński podczas zamieszek 1794 r. został zniszczony i dopiero staraniem i kosztem Jankowskiej 1798 r. odbudowany. Widzimy więc, że całe to zgromadzenie wyglądało natenczas jak okręt po burzy, a nie było ręki, która by nim pokierować mogła. Jeżeli opłakanym był zewnętrzny widok tych klasztorów, niemniej smutne okazywało się ich wnętrze. Powoli wcisnęły się tam rozmaite nadużycia, niesnaski, spory, intrygi. Cieszy się jednak nasza klasztorna dziejopisarka, że żadne zgorszenie nie splamiło tej kongregacji, która jako żywo nie spuszczała z oka swego pierwotnego celu nawracania Żydówek i wychowywania ubogich dziewcząt. Wtem przybyła im pomoc ze strony wcale niespodzianej. Metropolita Siestrzeńcewicz Bohusz zwrócił na to zgromadzenie oko i, zaleciwszy swojemu audytorowi księdzu z Zantyr (sic) zwołać do Połocka z każdego klasztoru po dwie siostry, do dawniejszych obowiązków, znacznie ograniczonych ówczesnym ukazem, radził przydać pielęgnowanie chorych i urządzić się na wzór panien miłosiernych, wraz z przyjęciem ich habitu. Chętnie na pierwszą propozycję przystały maryawitki, drugą zaś odrzuciły stanowczo, orazObrały swoją ogólną przełożoną i wizytatorką Marcyannę Norwidównę, a ojcem duchownym tegoż samego ks. z Zantyr. Wszystkie te uchwały arcybiskup Siestrzeńcewicz potwierdził w 1802 r. Odtąd znowu słońce zajrzało w okna tego zgromadzenia, któremu, dzięki staranności przełożonej, z dniem każdym dochodów, sióstr i sławy przybywało. Ten uśmiech fortuny był nowym żywiołem do podsycenia ich działalności. Jakoż jedenaście lat zaledwo od ustalenia ich losu upłynęło, aliści następne wydały uwiadomienie: „Zgromadzenie sióstr Mariae Vitae czyli maryawitek, ma honor prześwietnej publiczności donieść, iż lubo od ustanowienia swego 1737 r. ciągle zajmuje się edukacyą panienek ubogich, odebrawszy atoli rozkaz od swojej przełożonej wizytatorki, odkrywa w tym roku, od 1 listopada, nie tylko tu, w N., ale i we wszystkich swoich klasztorach, publiczną szkółkę dla panienek, do której się będą przyjmować bezpłatnie i bez różnicy stanu, religii i wieku i uczyć się czytania, pisania, rachunków i wszelkich robót damskich. Przeto, aby do tej panieńskiej szkółki i rodzice i opiekunowie raczyli po dwakroć na dzień przysyłać swe dziatki, do tutejszego maryawitek klasztoru, przez niniejsze uwiadomienie zapraszają się.” Jeżeli to bezinteresowne poświęcenie dla dobra ludzkości uszczupliło dochodów zgromadzeniu, przysporzyło im natomiast wielbicieli i sławy. Za tą ostatnią, jak się to zazwyczaj dzieje, posypały się ze wszech stron liczne dary i zapisy, pojawiły się nowe fundacje, zwiększyła się liczba sióstr i uczennic. Biskup łucki ks. Cieciszewski, przyzwał je na Wołyń i osadził w Zdołbicy, wsi Teofili Platerówny. Hrabia Iliński osadza je w tym czasie w majątku swoim Romanowie, gdzie hojnie je uposażył i zakład nauczycielski do wyższego podniósł stopnia. Z regestru przyłączonego przy cytowanym artykule pokazuje się, że w 1820 r. było na Litwie maryawitek 90, klasztorów lub domów 17, wychowujących się ubogich panienek 465, neofitek utrzymywanych staraniem i kosztem zgromadzenia 13, chorych 15. W ogóle zaś od założenia ochrzciło się więcej niż 2000 Żydów. W wileńskim klasztorze było natenczas 10 sióstr. Prócz tych wielolicznych zajęć, istniał u maryawitek rodzaj domu poprawy, do którego przyjmowano grzesznice wchodzące na drogę pokuty. Skreśliwszy z żywą i gorącą wiarą dzieje swej kongregacyi, kończy bogobojna autorka swój opis słowami Pisma Świętego: „Od Pana to się stało, i jest dziwnym w oczach naszych.” Zaiste, jak się nie dziwić temu poświęceniu bez granic, tej wytrwałości, godnej najwznioślejszych umysłów, temu zaparciu się świata dla wzniosłej idei, służenia ludzkości i krajowi! Nie jestże to jednym z przejawów tej wielkiej prawdy, że nasze niewiasty do największych czynów są zdolne?…

W załączonym w tymże tomie „Dziejów Dobroczynności”, dodatku do powyższego opisu, z któregośmy również korzystali, mieszczą się następne dokumenta: 1. List okólny ks. Turczynowicza. 2. Wyjątek z reguł zgromadzenia sióstr maryawitek; 3. List Klemensa XIV papieża do biskupa Massalskiego; 4. Instrument urzędowy J. O. Ks. Massalskiego i 5. Dekret reformacyjny rządu metropolity Siestrzeńcewicza. Na tym kończymy swój opis, nie chcąc dalszymi szczegółami nadużywać twojej, czytelniku, cierpliwości.

Czas powstania:

1863

Publikacja:

01.09.2023

Ostatnia aktualizacja:

11.06.2025
rozwiń
 Fotografia przedstawiająca Opis klasztoru mariawitek w Wilnie Galeria obiektu +2

 Fotografia przedstawiająca Opis klasztoru mariawitek w Wilnie Galeria obiektu +2

 Fotografia przedstawiająca Opis klasztoru mariawitek w Wilnie Galeria obiektu +2

Załączniki

1

Projekty powiązane

1
  • Polonika przed laty Zobacz