Nagrobek Ernesta Wilimowskiego na cmentarzu Karlsruhe Hauptfriedhof, fot. Lukasz2, 2022
Licencja: CC BY-SA 4.0, Źródło: Wikimedia Commons, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego
Ernest Wilimowski, 1936 r., fot. 1936 r., domena publiczna
Fotografia przedstawiająca Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: POL-001681-P/149275

Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego

Identyfikator: POL-001681-P/149275

Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego

Informacja o obiekcie:

Na cmentarzu Hauptfriedhof w Karlsruhe znajduje się dość skromny nagrobek z polsko brzmiącym nazwiskiem Wilimowski. Widoczna sylwetka piłkarza oraz charakterystyczne R w biało niebieskich barwach dawnego Ruchu Hajduki Wielkie jednoznacznie wskazują na profesję i barwy klubowe zmarłego. Pochowany tutaj Ernst „Ezi” Wilimowski był prawdziwą gwiazdą piłki nożnej lat 30. Zasłynął m.in. 1175 golami zdobytymi z zawodach oraz tym, że był pierwszym piłkarzem w historii, który strzelił cztery gole w meczu Pucharu Świata.

W piłkę grać potrafił. Na murawie zdobywał polskie serca. A potem wybuchła II wojna światowa i zaczęły się dyskusje… 

W niedzielę 27 sierpnia 1939 roku w Warszawie pachniało już wojną. Gazety szczegółowo relacjonowały polityczne posunięcia europejskich rządów. Widok całych grup żołnierzy nie był niczym nadzwyczajnym. I w tej zbrojnej atmosferze pojawiło się światełko normalności. Na Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie, w obecności blisko 20 tysięcy kibiców, Polacy podejmowali Węgrów, aktualnych wtedy wicemistrzów świata. „Madziarzy” byli faworytami i początkowo dobrze wywiązywali się z powierzonej roli. Prowadzili już 2:0. Ale po pół godziny gry swoje show rozpoczął Ernest Wilimowski. Najpierw, w 33. minucie, strzelił gola kontaktowego. A potem… Tak pisał „Przegląd Sportowy": 

„Tymczasem jednak stracili drugą bramkę (Węgrzy – przyp. aut.), trzecią z karnego i czwartą znów przez „pierońskiego" Wilimowskiego. Gdyby utartym zwyczajem «Ezi» egzekwował jeszcze karny zamiast Piontka, sumienie swe obarczył by pełną liczbą czterech bramek, zdarzenie na meczu międzypaństwowym nie tak znów powszechne!". „Pieron” Wilimowski z kolegami pokonali drugą drużynę świata. Skończyło się 4:2! Kilka dni przed wybuchem wojny, Polaków połączyła więc sportowa duma. Zwycięstwo Polaków przyjęto z wielkim entuzjazmem. Tłum przedzierał się na murawę. Wiwatował. I Ernest był ważnym elementem tego piłkarskiego święta. W tamtym momencie w 22 reprezentacyjnych grach strzelił 21 bramek. Fantastyczne to liczby… Tyle że już po 1 września 1939, nie każdy oceniał go pozytywnie. 

Rudawy wirtuoz 

Urodził się w Dzień Ojca roku 1916 w niemieckim wówczas Kattowitz. Przez pierwsze lata życia nazywał się Prandella. Wychowywała go mama, Paulina. Tata miał zginąć w trakcie I wojny światowej. Dopiero w 1929 roku, kiedy jego matka wyszła za mąż za Romana Wilimowskiego, a mężczyzna go usynowił, zmieniono mu nazwisko na to, pod którym poznały go stadiony. 

Od dziecka ciągnęło go do sportu. Grywał w piłkę ręczną. Nieźle radził sobie w hokeju na lodzie. Ale najlepiej odnalazł się w futbolu. Karierę rozpoczynał w 1. FC Katowice, klubie zarządzanym przez społeczność niemiecką. Utalentowanego snajpera dostrzegli ludzie z Ruchu Hajduki Wielkie, znanego dziś jako Ruch Chorzów. W drużynie zadebiutował na początku stycznia 1934 roku, w starciu z KS Chorzów. A potem rozkochał w sobie kibiców „Niebieskich”. I całej Polski. 

Bo Wilimowski „umiał wszystko”, jak powiedział Henryk Martyna, reprezentacyjny kompan. Nie miał może budowy atlety. Niewysoki rudzielec, z odstającymi uszami, krzywymi nogami i zawadiackim uśmieszkiem nie był uosobieniem sportowca idealnego. Ale kiedy tylko dostał piłkę pod nogi, to potrafił wyczyniać cuda. Kazimierz Górski pamiętał jego grę, bo stawał naprzeciw niego, grając w lwowskiej Pogoni. 

„Potrafił przedryblować kilku rywali, położyć na murawie bramkarza i jeszcze tuż przed linią bramkową poczekać, aż wszyscy się pozbierają, po czym strzelał do siatki” – wspominał trener reprezentacji, która zajęła trzecie miejsce na świecie w 1974 roku. 

Za słowami Górskiego stały liczby. W Ruchu Hajduki Wielkie Ernest zdobył 117 goli w 86 meczach. Do tego czterokrotnie sięgał po tytuł mistrza kraju. Trzykrotnie po koronę króla strzelców. W napadzie był tak skuteczny, że Fritz Walter –- reprezentant Niemiec, który w 1954 sięgał po tytuł mistrza globu – powiedział o nim, że „to chyba jedyny piłkarz na świecie, który zdobywał więcej bramek, niż miał szans”. Jednym z jego meczów-wizytówek było ligowe starcie Ruchu z Union-Touring Łódź, wygrane przez drużynę „Eziego” 12:1. Był 22 maja 1939 roku, dzień po tym spotkaniu, gdy w „Głosie Narodu” czytelnicy mogli przeczytać: 

„"Dwucyfrowy wynik ma swoją wymowę, toteż nie będziemy opisywali tego meczu, który zapewne nie ma –- jeżeli chodzi o wynik –- precedensu w dziejach Ligi. Bohaterem meczu był Wilimowski, który uzyskał 10 bramek. Dwie pozostałe strzelił Peterek. Dla gości honorowy punkt zdobył z karnego Świętosławski. Union Touring jeszcze do przerwy bronił się jako tako, ale po czwartej bramce stracił zupełnie głowę i bez oporu dał sobie strzelić tuzin bramek”". W tamtym sezonie, którego z wojennych względów nie dokończono, Ruch i Wilimowski znowu byli najlepsi. 

Gwiazda mundialu 

Z reprezentacją Polski też przeżywał momenty niezwykłe. I nie mowa tu o meczu z Węgrami, wspomnianym na początku. W biało-czerwonych barwach zadebiutował 21 maja 1934 roku w grze z Danią. Dwa dni później w Sztokholmie zdobył premierowego gola. A miał wtedy niecałe osiemnaście lat. Najsłynniejszym jego występem był ten z mistrzostw świata we Francji w 1938 roku. 

5 czerwca Polacy wybiegli w Strasburgu naprzeciw Brazylii. Reguły były takie, że przegrany wracał do domu. Drużyna kierowana przez Józefa Kałużę podjęła rękawicę. Po pasjonującym, pełnym zwrotów akcji boju, w obecności francuskiej Polonii, przegraliśmy po dogrywce, 5:6. 

„Górnoślązak”, jak zwykł siebie określać Wilimowski, był najjaśniejszym punktem kadry. Przez lata twierdzono, że strzelił w tym meczu cztery bramki. W 2020 roku Leszek Jarosz, autor dwutomowej "Historii Mundiali", napisał artykuł, w którym udowadniał, że „Ezi” trzy razy zalazł Brazylijczykom za skórę. Autor ruszył tym samym legendę, ale nie odebrał piłkarzowi chwały. Bo czy Ernest strzelił trzy, czy cztery gole, to i tak zanotował doskonały występ. Docenił go nawet trener przeciwników, Adhemar Pimenta, który mówił: „Podobała mi się i sprawność w prowadzeniu ataków dzięki czemu szybko dostawano się pod naszą bramkę. Najlepszym z Polaków przez cały czas meczu był Wilimowski”.

Debiut reprezentacji Polski na mundialu, mimo porażki, wskazywał, że rodzimy futbol zmierza w dobrym kierunku. Kto wie, jak potoczyłyby się losy kadry cztery lata później. Paweł Czado, znawca historii śląskiej piłki nożnej, napisał: „«Ezi» trafił na czasy, kiedy nie udało się pokazać wszystkich możliwości. Głęboko wierzę, że gdyby w 1942 r. odbyły się mistrzostwa świata, Polska z Wilimowskim w składzie walczyłaby wręcz o najwyższe laury, o tytuł”.

Tłumy pod szpitalem 

Wilimowski był najlepszym piłkarzem dwudziestolecia międzywojennego. Ciężko zliczyć, jak wiele razy jego nazwisko pojawiało się w prasie. Nie zawsze były to wzmianki związane z poczynaniami boiskowymi. 

Na początku maja 1935 roku wśród polskich kibiców wybuchła panika. Oto w meczu w Bielsku z tamtejszym BBSV, zresztą przegranym przez Ruch Hajduki Wielkie (1:3), Ernest doznał kontuzji, przez którą stracił mnóstwo czasu. Przy okazji dowiedział się też, jak wielką estymą się cieszył. Redaktorzy rozprawiali nad tą przykrą sytuacją –- jej wpływ na grę Ruchu, czy reprezentacji. A zwykli kibice, ci którzy mieszkali na Śląsku, mogli podejść pod szpitalne okna i porozmawiać z piłkarzem. Skończyło się operacją. A potem powrotem do gry. 

Innym razem został wykreślony z reprezentacji olimpijskiej. Sytuacja miała miejsce w 1936 roku. Przyczyną takiego działania PZPN była afera alkoholowa z udziałem Ernesta. Był znany ze swoich procentowych ciągotek. Wtedy grupa piłkarzy Ruchu piła przed przegranym meczem z Cracovią (0:9). „Ezi” został zdyskwalifikowany, choć nierzadkie były głosy, że prawdziwą przyczyną kary było zawodowstwo piłkarza, które na igrzyskach było zabronione. Reprezentanci zajęli potem w Berlinie czwarte miejsce. Gdyby biało-czerwony as grał w tamtym turnieju, pewnie były i szanse na medal… 

Zdrajca? 

Po wybuchu II wojny światowej Wilimowski, będąc Ślązakiem podpisał volkslistę. Obrońcy tego ruchu mówią, że przed podobnymi, często tragicznymi wyborami stawało wiele osób z rodzinnych stron futbolisty. Że „Ezi” nie interesował się polityką, a chciał tylko grać w piłkę. Do wyjazdu i jego, i innych śląskich piłkarzy miał nawet namawiać Józef Kałuża, trener reprezentacji. Ale głosów potępienia nie brakowało. Mianem „zdrajcy” określało i określa go wielu. 

Bogdan Tomaszewski, legendarny sprawozdawca: „Ten rudy gracz, poruszający się jak kaczka na krzywych nogach, pozornie wolny i niedbały, słabo mówił po polsku i poczuł się Niemcem, kiedy ci zajęli kraj”. 

Wojenne losy Wilimowskiego faktycznie związały się z futbolem. Wyjechał do Saksonii. Grał w niemieckich klubach i trafił do reprezentacji III Rzeszy prowadzonej przez Seppa Herbergera. W latach 1941-1942 rozegrał w niej osiem meczów i strzelił trzynaście bramek. Skutecznością więc chwalił się nadal. 

Poza boiskiem pracował w policji. Musiał też wyciągnąć swoją matkę z obozu koncentracyjnego. Z pomocą przyszedł mu wtedy lotnik Hermann Graf. Po zakończeniu wojny nigdy nie wrócił do Polski. A po 1945 roku wręcz wymazywano go z pamięci Polaków. W 1948 roku w gazecie „Sport i Wczasy” opublikowano zestawienie najlepszych przedwojennych strzelców. I tworzący go dziennikarz już na początku zaznaczył: „Nie uwzględniliśmy w zestawieniu renegatów Wilimowskiego, Szerfkego i Pazurka I, podobnie jak nie uwzględniają lekkoatleci rekordów i wyników Lukchausa i Turczyka, a łyżwiarze Nehringowej.” 

Potem kibice podzielili się na sprzymierzeńców, którzy byli w stanie wybaczyć mu grę w kadrze III Rzeszy. Dla nich był jednym z najlepszych, o ile nie najlepszym polskim piłkarzem w dziejach. I antagonistów, dla których postawa wojenna była i jest niewybaczalna. 

Wilimowski zmarł 30 sierpnia 1997 roku w Karlsruhe. Miał 81 lat. Na jego pogrzebie zabrakło przedstawiciela polskiej federacji. Ale jego legenda przetrwała. 
 

Osoby powiązane:

Czas powstania:

po 1997

Bibliografia uzupełniająca:

1. Czado P., Ernest Wilimowski. Dla mnie to właśnie jest sportowiec stulecia,  https://katowice.wyborcza.pl [dostęp: 20.11.2023]

2. Głos Narodu”, 1939, nr 140.

3. „Przegląd Sportowy", 1938, nr 45. 

4. Przegląd Sportowy”, 1939, nr 69.

5. Rokita Z., Ernest Wilimowski: największy polski piłkarz czy zdrajca?  https://www.polityka.pl  [dostęp: 20.11.2023].

6. Snajper śląski, polsko-niemiecki, [w]: 50 legend futbolu, Warszawa 2011. 

7. T. Paterek (Ruch) i H. Reyman (Wisła) na czele strzelców za cały czas rozgrywek ligowych, „Sport i Wczasy”. R.2, 1948, nr 94, - specjalny numer świąteczny.

8. Urban T., Ernest Wilimowski: ojczyzny Eziego [Sąsiedzi przez Odrę]https://wyborcza.pl/ [dostęp: 20.11.2023]

 

Opracowanie:

Tomasz Sowa
rozwiń
Fotografia przedstawiająca Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego Fotografia przedstawiająca Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego Galeria obiektu +1
Nagrobek Ernesta Wilimowskiego na cmentarzu Karlsruhe Hauptfriedhof, fot. Lukasz2, 2022
Fotografia przedstawiająca Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego Fotografia przedstawiająca Nagrobek zdrajcy czy bohatera? Trudne losy piłkarskiej kariery Ernesta Wilimowskiego Galeria obiektu +1
Ernest Wilimowski, 1936 r., fot. 1936 r., domena publiczna

Projekty powiązane

1
  • Katalog poloników Zobacz