Głos, fot. 1886
Licencja: domena publiczna, Źródło: Mazowiecka Biblioteka Cyfrowa, Warunki licencji
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku
 Prześlij dodatkowe informacje
Identyfikator: DAW-000211-P/140767

„Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku

Identyfikator: DAW-000211-P/140767

„Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku

Cykl artykułów zamieszczony w sześciu numerach pisma „Głos. Tygodnik Literacko-Społeczno-Polityczny” (nr 7 oraz 9-13, 1886) poświęconych historii i opisowi Adapola - polskiej osady w Turcji.

 

Streszczenie artykułów

Artykuł M.K. Borkowskiego przedstawia historię i życie codzienne polskiej kolonii w Adampolu (Polonezköy), jednej z najbardziej znanych polskich osad w Azji Mniejszej. Autor zwraca uwagę na niedokładne informacje pojawiające się w prasie oraz obala twierdzenia, jakoby koloniści zwrócili się ku Rosji i porzucili dawne ideały. Adampol został założony w połowie XIX wieku z inicjatywy księcia Adama Jerzego Czartoryskiego jako część działań Hotelu Lambert na rzecz polskiej emigracji. Osada miała służyć jako miejsce schronienia dla polskich uchodźców politycznych po powstaniach 1831 i 1848 roku, a także po wojnie krymskiej w 1855 roku. Do osady trafiła również niewielka grupa Polaków po powstaniu styczniowym 1863 roku. Borkowski opisuje podróż do Adampola, która zaczynała się w Konstantynopolu (Stambule). Trasa prowadziła przez Bosfor do Bejkosu, a następnie przez górzyste, dzikie tereny. Autor podkreśla surowość i izolację osady, gdzie brakowało utwardzonych dróg, co utrudniało komunikację z miastem i handel. Adampol, położony wśród gór i lasów dębowych, był samowystarczalną osadą rolniczą. Jego mieszkańcy zajmowali się uprawą ziemi, hodowlą bydła i produkcją nabiału, który sprzedawali w Konstantynopolu. Przemysł mleczarski i masarski stanowił ważne źródło utrzymania kolonistów, choć brak infrastruktury utrudniał transport produktów. Myślistwo również odgrywało kluczową rolę w życiu kolonistów – polowano na dziki, jelenie, wilki i inne zwierzęta, co zapewniało zarówno pożywienie, jak i dochody ze sprzedaży skór. Lasy wokół Adampola były także wykorzystywane do wyrębu drewna, co jednak prowadziło do ich stopniowej degradacji. Mimo trudnych warunków mieszkańcy Adampola zachowali polską kulturę i tożsamość. Ich życie koncentrowało się wokół kościoła i tradycyjnych obrzędów. W osadzie znajdował się drewniany kościół oraz cmentarz, gdzie pochowano wielu zasłużonych Polaków, m.in. Ludwikę Śniadecką, żonę Michała Czajkowskiego (Sadyka Paszy). Mieszkańcy Adampola borykali się z licznymi trudnościami. Brak szkoły był jednym z najpoważniejszych problemów – dzieci nie miały dostępu do edukacji, a próby jej organizacji często kończyły się niepowodzeniem. Pomocy w tym zakresie udzielali nieliczni, jak Henryk Groppler, który dostarczał książki i wspierał nauczanie. Kolejnym problemem była administracja osady. Adampol podlegał jurysdykcji ambasady francuskiej, która formalnie sprawowała nad nim protektorat. Sprawy sądowe były rozstrzygane przez lokalne władze tureckie lub konsulat francuski, co często wiązało się z nieefektywnością i korupcją. Relacje z duchowieństwem również nie układały się najlepiej. Autor wspomina m.in. ks. Adryjana Kubiaka, który nadużywał swojej władzy i nie rozliczył się z pieniędzy przeznaczonych na budowę nowego kościoła. Mimo wielu przeciwności Adampol stał się ważnym miejscem na mapie polskiej emigracji. Był przykładem, jak polscy uchodźcy potrafili przystosować się do życia w obcym kraju, zachowując swoją tożsamość i tradycję. Był też ośrodkiem przyciągającym wybitnych Polaków, takich jak Adam Mickiewicz, Michał Czajkowski czy Karol Brzozowski. Autor kończy artykuł refleksją nad losem polskich emigrantów i ich determinacją w walce o zachowanie narodowej tożsamości. Opuszczając Konstantynopol, wpatruje się w Adampol, rozmyślając o jego mieszkańcach i ich przyszłości.

 

Transkrypcja

Część 1 (nr 7)

POLACY W TURCYI

Szczegóły zebrał i do druku podał

M. K. Borkowski

W dziennikach naszych lub zagranicznych pojawia się nieraz wzmianka o kolonii polskiej w Azji Mniejszej, lecz zwykle niedokładna. Wiosną bieżącego roku ukazała się wiadomość o niej w petersburskim czasopiśmie „Swiet”, powtórzona przez inne pisma, że koloniści polscy w Azji, zaniechawszy dawniejszej rewolucyjnej działalności i polityki, garną się obecnie do Rosji. „Obczyzna”, powiada „Swiet”, zmusiła ich do spoglądania innymi oczami na sprawę słowiańską. Nie wiem, na czym „Swiet” twierdzenie swoje opiera, tym bardziej, że „koloniści” nie zajmują się zupełnie roztrząsaniem zagadnień politycznych, ale w pocie czoła zdobywają chleb powszedni. Sądzę, że losy rodaków naszych, rzuconych na bezludne obszary Azji Mniejszej, mogą obchodzić nasze społeczeństwo i dlatego podaję zebrane na miejscu wiadomości o tej osadzie rolniczej.

Podczas pobytu mojego w Konstantynopolu w 1885 r. postanowiłem zwiedzić kolonię polską Adampol albo „Ozyflik polski”, jak ją pospolicie nazywają.

Upały w Konstantynopolu w lipcu dochodziły do 45–50 °R. Pobyt w mieście stawał się nieznośnym; do tego miliony owadów i różnego rodzaju robactwa, od których nie są wolne najlepiej zbudowane domy, nie pozwalały po męczących upałach dziennych wypocząć w nocy. Czułem potrzebę wiejskiego powietrza i szukałem tylko sposobności, aby wyjechać do Adampola. Sposobność ta wkrótce nadarzyła mi się. Nawiązałem znajomość z mieszkańcem Adampola, Wincentym R., który udzielił mi bliższych informacji o tej kolonii i zaprosił w gościnę do siebie. Od rodaków w Konstantynopolu nie mogłem zaczerpnąć dokładnych wiadomości o Czyfliku polskim. Jedni chwalili, inni zaś ganili Czyflikanów, przedstawiając ich jako opojów i awanturników; jednakże, jak później przekonałem się, nie znali ich dobrze. Już z tak różnorodnych zdań mogłem wywnioskować, iż ścisłych więzów pomiędzy Polakami w Konstantynopolu i Adampolem nie ma. Dawniej stosunki pomiędzy nimi były stałe i ściślejsze, lecz w ostatnich czasach osłabły.

W nadziei, iż mój opis może posłużyć niejednemu z naszych turystów jako wskazówka przy zwiedzaniu Adampola, podaję szczegółowy opis tej kolonii i podróży do niej odbytej. Polacy wiele w ogóle podróżują po Włoszech, Tyrolu, Francji itp., a Paryż, Nicea, Mentona, Interlaken, Montreux, Meran i inne miejscowości są stale przez rodaków-turystów zamieszkałe dla dobrego tonu i mody. Wielu z nich z wielką korzyścią mogłoby zwiedzić Adampol, tym bardziej że klimat tam zdrowy, a widoki piękne.

Do Adampola wyjeżdża się z Carogrodu parowcem do stacji Bejkos (Beicos), która leży na brzegu azjatyckim. Jazda statkiem trwa około dwóch godzin i odbywa się wśród pięknych brzegów Bosforu. Parowce tureckie odchodzą z nowego mostu Kara-Köy. Za mostem ciągnie się długa zatoka Złoty Róg i dochodzi do Żywych Wód. Przed nami widać Marmorę, okalającą cypel, na którym rozpostarł się starożytny Stambuł, turecka dzielnica miasta. Szczególnie południowo-wschodnia część Stambułu, Kara-Burnum, prezentuje się pięknie. Widać tam starożytne gmachy i liczne meczety, Seraskerijat, piękny i nowy dom Régie i inne budowle. Pośród nich dominuje starożytny Meczet Zofija (Aja-Sofija). Wspaniały, ogromny, piękny, a ciężki gmach ten, dźwigający na sobie ciężar lat i wspomnień, strzela do góry wieloma minaretami o licznych u góry krużgankach, z których muezzinowie trzy razy na dzień wzywają prawowiernych na modlitwę.

Po lewej stronie widać dolną część Konstantynopola – Galatę z wieżą galacką, zbudowaną przez Genueńczyków. Ta część miasta – handlowa i europejska – łączy się mostem ze Stambułem. Nad Galatą na górze piętrzy się Pera ze wspaniałymi gmachami, pałacami obok lichych domków. Pera zamieszkana jest głównie przez ambasady zagraniczne i europejską arystokrację. Na drugiej stronie Bosforu, naprzeciw mostu Kara-Köy, na pagórku rozrzucone Skutari z pięknym i wielkim szpitalem wojskowym, a obok Haider-Paszy leży cyprysowy las, gdzie znajduje się cmentarz turecki.

Na statku, którym odjeżdżamy, jest tłoczno i gwarno; słychać tu wrzask handlarzy, głosy tragarzy (hamałów) i krzyki służby okrętowej. W przedziale haremowym widać piękne osłonięte twarze kobiet o czarujących wschodnich oczach. Ich zasłony są tak przezroczyste, że widać dokładnie rysy; tajemniczość ta potęguje wrażenie. Parowiec po długich wahaniach i wyczekiwaniu odjeżdża nareszcie, wymijając zręcznie liczne okręty zagraniczne, z których powiewają różnobarwne flagi: angielskie, francuskie, rosyjskie, greckie i inne.

Dojeżdżamy do pięknych brzegów Arnautki, Bebeku i innych miejsc. Widoki wspaniałe, coraz to nowe i tak różnorodne, że jak w kalejdoskopie gubimy się w tym chaosie. Przed nami po prawej stronie Bosforu stacja Bejkos – mała miejscowość turecka.

 

Część 2 (nr 9)

Wtedy nawet, gdy koń idzie szybko, przewodnicy dorównywają mu w biegu. Ponieważ drogi na Wschodzie źle są utrzymywane lub zupełnie ich nie ma, wszelkie interesy transportowe załatwia się konno. Dla pakunków jest osobne drewniane siodło, zwane „Samara”. Z przewodnikiem moim mogliśmy się porozumieć, choć z trudnością. Kroat ten urządzał studnie w Adampolu. Kopanie studni na Wschodzie stanowi rzemiosło, wyłącznie prawie przez Kroatów uprawiane, a ja później w Czyfliku mogłem się przekonać, że wymaga wprawy i umiejętności. Woda zwykle znajduje się w bardzo głębokich pokładach, a do tego w gruncie kamienistym; za pomocą świdrów, dłut i prochu wyrywają kamienie, a następnie miotłami i płóciennymi wentylatorami wypędzają dym. Nie każdy jednak gospodarz posiada taką studnię, bowiem jej urządzenie kosztuje dość drogo – od 10 do 20 lir tureckich.

Z Bejkosu droga prowadzi w górę gościńcem murowanym, który jednak wkrótce się kończy, a dalej prowadzi już zaledwie widzialna ścieżka pośród krzewów mirtowych, zarośli i głębokich parowów. Miejscowość dzika i ponura. Dojeżdżamy do połowy drogi, gdzie widać w głębokiej kotlinie kilka czerwonych domków w stylu szwajcarskim, które dziwnie wyglądają pośród tej dzikiej natury – to osada Abram-Paszy. Wstępujemy na górę, skąd widać na tle lazurowego Bosforu i Marmory piękny i wspaniały Konstantynopol w całej okazałości i majestacie; lecz, jak złudzenie, znika on natychmiast, aby się już więcej nie ukazać. Droga staje się bardziej urozmaicona. W oddali widać osadę – to Francuski Czyflik, który należy do zakonu oo. Lazarystów. Zarządzał tą kolonią przed kilkunastu laty ks. o. Rogowski, rodak nasz, sprawując urząd ojca-ekonoma. Od podwładnych nie był lubiany i ostatecznie został zamordowany przez Amanców przez zemstę.

Droga z Francuskiego Czyflika do polskiej osady trwa najwyżej 40 minut i prowadzi przez piękny dębowy las. Na wyniosłości widać liczne krzyże, wiele mogił – to cmentarz kolonii polskiej. Na cmentarzu znajduje się piękny grobowiec z białego marmuru Ludwiki Śniadeckiej, drugiej żony Sadyka-Paszy (Michała Czajkowskiego), a także Michałowskiego, Kuczyńskiego i wielu innych.

Na pagórkach widać szereg białych domków, rozrzuconych tu i ówdzie pośród pól i ogrodów, osłoniętych zewsząd lasami – to właśnie cel mojej podróży, kolonia polska na ziemi tureckiej – Adampol!

Odpocząwszy w domu gościnnego gospodarza Wincentego B., pod wieczór wyszedłem na wieś. Czułem, iż tu, na tej obcej ziemi, mieszkają ludzie pokrewni mi mową i duchem. Każda osada stanowi tam pewną odrębną całość. Domy rozrzucone są w trzech głównych kierunkach. Już miało się dobrze ku wieczorowi, ostatnie promienie zachodzącego słońca, przebijając się przez lasy i góry, rzucały pasmo czerwono-złocistego światła na polską osadę. W powietrzu czuć było świeży zapach pól i lasu; ze wszystkich stron dolatywał ryk powracającego bydła, nawoływania chłopów i krzyki gospodyń; widziałeś krzątanie się i pośpiech gospodarzy – a wszędzie brzmiała czysta polska mowa, często zaprawiona mazurskim akcentem.

Na wyniosłości widać było kościółek (raczej kaplicę), a obok tradycyjną polską dzwonnicę. W samym środku wsi, na rozdrożu, stał wysoki, czarny, dębowy krzyż. Pomimo iż często bywają tu władze tureckie i widzą krzyże oraz kaplicę, nie okazywały jednak nigdy lekceważenia lub nietolerancji religijnej. Często mówi się i pisze o prześladowaniu religijnym w Turcji. Obecnie czasy się zmieniły. Turek jest w gruncie rzeczy wyrozumiały i tolerancyjny. Narodowość obca może się w Turcji swobodnie rozwijać. Ze swoją wiarą i narodowością Turek nie narzuca się nikomu.

Kolonia polska w Adampolu powstała z emigracji 1831 i 1849 r., a głównie po krymskiej wojnie 1855 r. Z ostatniej emigracji 1863 r. jest zaledwie parę osób.

Adampol został założony przez Czartoryszczyznę. Geneza osady jest dość interesująca. Dokumenty Hotelu Lambert w Paryżu mogłyby tu wiele ciekawych kart odsłonić.

 

Część 3 (nr 10)

Opowiadano mi również, iż kiedy ks. Radziwiłł, adjutant cesarza niemieckiego Wilhelma, przybył z Berlina przed kilku laty do W. Porty w dyplomatycznych stosunkach, a przed wyjazdem zechciał zwiedzić polski Czyflik, wówczas rząd turecki nakazał natychmiast budowę drogi do Adampola. Kilka tysięcy robotników miało dokonać tej pracy w parę dni. Wyznaczone już były na ten cel pewne sumy. Wielkie byłoby to dobrodziejstwo dla kolonii, ponieważ nie ma żadnych dróg i tylko konno można do niej dojechać, co bardzo utrudnia komunikację i dostawę produktów do miasta. Rząd turecki zawezwał dr. Drozdowskiego i zasięgnięto ostatecznie jego opinii, jednak on odradził, przedstawiając ks. Radziwiłłowi, iż w Adampolu mieszkają sami awanturnicy i pijacy. Ks. Radziwiłł nie pojechał do Adampola i budowy drogi zaniechano.

Po wojnie krymskiej rząd angielski podarował kolonistom polskim sporo koni (a raczej dla formalności sprzedano je po 5 franków). Drozdowski pewną część tych koni zatrzymał dla własnego użytku, a resztę sprzedawał osadnikom po cenach dość wygórowanych. Jak widzimy więc, działalność Drozdowskiego była bardzo szkodliwa. Wiele o nim opowiadano mi złego i dziwić się należy wytrwałości i uległości kolonistów, którzy znosili tak długo ciężkie jarzmo Czartoryszczyzny, a względnie dr. Drozdowskiego.

Adampol leży pomiędzy Francuskim a Niemieckim Czyflikami. Z Francuskiego Czyfliku pozostała tylko nazwa francuskiej, niegdyś licznej kolonii. Czyflik ten jest to wielki murowany folwark z zabudowaniami, zamieszkały przez kilkunastu ludzi. Obecnie dzierżawi go Węgier Ludwic od Lazarystów. Gospodarka tu niszcząca polega na tym, iż wycina on piękny dębowy las i sprzedaje na węgiel. Zarządzał tu w imieniu oo. Lazarystów ks. Rogowski, o którym już wspomniałem. Przed kilku laty dzierżawił Francuski Czyflik rodak nasz smutnej pamięci niejaki Halicki. Kto był ten Halicki, skąd pochodził, dokładnie nie wiadomo, nawet osobom bliżej go znającym. Pochodzenie jego było ciemne, niejasne i nie wiadomo, czy to jego prawdziwe nazwisko. Był to człowiek zepsuty, awanturnik, jakich niemało na Wschodzie. Pochodził on, jak twierdził, z Galicji, która na obczyźnie sporo wydaje podobnych typów.

Kiedy został wypędzony z Francuskiego Czyfliku za niszczenie lasów, chcąc przysłużyć się rządowi tureckiemu i otrzymać wynagrodzenie i posadę, złożył zeznanie, iż istnieje spisek w Carogrodzie pomiędzy 12 Polakami na życie Sułtana, a kilku z Adampolan miało także należeć do tego spisku. Drugi jego wspólnik Zwierzchowski potwierdził te zeznania. Kilka osób aresztowano, wiele zaś pociągnięto do odpowiedzialności. Po przeprowadzeniu ścisłego śledztwa okazało się, że była to nikczemna denuncjacja. Gazety miejscowe i zagraniczne zajmowały się w swoim czasie tą sprawą. Halickiego wraz z żoną osadzono na 5 lat ciężkiego więzienia, a kiedy zeszłego roku w sierpniu, po odbyciu kary małżonkowie Haliccy pojawili się na bruku stambulskim, to Polacy prosili rząd turecki, aby ich wydalono, co też natychmiast uczyniono.

Druga wstrętna osobistość w tej sprawie, Zwierzchowski, za krzywoprzysięstwo, sprzeniewierzenie i fałszowanie banknotów miał być aresztowany, lecz uciekł do Londynu przed odpowiedzialnością kryminalną. Dawniej Zwierzchowski uchodził za „działacza” i chciał w mętnej wodzie „ryby” łowić, lecz podczas ostatniej wojny tureckiej wykryte zostały jego brudne „manipulacje.” Na bruku konstantynopolskim pamiętają także niejakiego Szaramowicza, którego w 1866 r. również złapano na podobnych manipulacjach, i wszyscy zerwali z nim kontakty, zmuszając go do ucieczki do Londynu, gdzie też podobno i obecnie przebywa. Obowiązkiem naszym jest otrząsnąć się z wszelkiej solidarności z takim plugastwem.

 

Część 4 (nr 11)

Ambasady zagraniczne, hotele i inne instytucje potrzebują nabiału w wielkiej ilości, co czyni ten przemysł opłacalnym dla kolonistów. Zwykła cena polskiego masła w Stambule wynosi od 25 do 30 piastrów za oko (3 funty). Dostawa produktów do Konstantynopola jest jednak utrudniona z powodu braku dróg, co znacznie wydłuża czas transportu. Każdy kolonista działa na własną rękę i posiada swoich klientów. Proponowałem założenie sklepu w Stambule, opartego na zasadach kooperacji, co mogłoby przynieść liczne korzyści, ułatwiając stały zbyt oraz regulując potrzeby konsumentów i producentów. Obecnie prawie całe masło skupują ambasady angielska i francuska.

Znaczącym źródłem dochodu kolonistów jest również myślistwo, którym głównie zajmuje się młode pokolenie. Dorastając w tych lasach, stali się prawdziwymi synami puszczy. W przeszłości polowanie było bardziej opłacalne, lecz i dziś nadal zabija się sporo dzików, saren, wilków, żbików, borsuków, kuropatw, gołębi i przepiórek, co przynosi niemały zysk. Pamięta się tu znanych myśliwych, takich jak Karol Brzozowski, Józef Akord, J. Antoniewicz i wielu innych, którzy niejednokrotnie żyli wyłącznie z polowań. Właśnie z tego okresu pochodzi słynny utwór K. Brzozowskiego „Noc strzelców w Anatolii”, napisany wśród puszcz adampolskich.

Lasy stanowią wspólną własność gminy, a każdy osadnik ma prawo do polowań. W lasach sułtańskich można polować jedynie na drapieżne zwierzęta, wymagając na to specjalnego pozwolenia „korudżego” (leśniczego). Podczas mojego pobytu często wybieraliśmy się na polowania, a w święta organizowaliśmy zbiorowe obławy. Wyjątkowo malowniczo prezentowały się te wyprawy, gdzie obok siebie widniały fez turecki, czerkieska barania czapka, konfederatka, magierka, kaszkiet, kapelusz i inne nakrycia głowy, tworząc osobliwą, lecz spójną całość.

Lasy sułtańskie zachwycają swoją potęgą. Olchy osiągają tu ogromne rozmiary i stanowią znakomity materiał budowlany. Najwięcej zwierzyny znajduje się w zaroślach mirtowych, zwłaszcza dzików. W niektórych rejonach lasy są tak gęste, że nawet psy myśliwskie nie są w stanie się przedostać. Jary i parowy porasta „dzigra” – roślina przypominająca głóg, której kolczaste pnącza tworzą niemal nieprzebytą sieć. Wielokrotnie zdarzało się, że bydło, psy, a nawet ludzie gubili się w tych gęstwinach.

Jednym z najbardziej charakterystycznych punktów w okolicy jest góra Allendah (Allem-Dah), zwana również Alan-da lub Halanda. Stanowi ona ważny element klimatyczny dla Adampola, chroniąc osadę przed północnymi wiatrami. Na jej szczycie znajdują się ruiny dawnych murów i lochów, które według miejscowych podań skrywają skarby. Prawdopodobnie są to pozostałości starożytnej fortecy z czasów kolonizacji greckiej. Wspinaczka na tę górę oferuje zapierające dech w piersiach widoki na Bosfor, Konstantynopol, Morze Czarne oraz Marmarę. Według miejscowych legend Bóg, tworząc świat, usiadł na Allendah, aby podziwiać jego piękno – i trudno się z tym nie zgodzić.

Wieczorne powroty z takich wypraw często kończyły się zagubieniem w leśnej ciemności. Nocne dźwięki puszczy, wycie szakali i skrzydła spłoszonych ptaków tworzyły tajemniczą atmosferę. Pewnego razu, gdy wracaliśmy z Allendah, dostrzegliśmy na horyzoncie łunę ognia – to lasy w okolicach Francuskiego Czyflika trawił pożar.

Polowania na drapieżniki w Adampolu mają charakter zbiorowy i są obowiązkowe. Największym zagrożeniem dla kolonistów są wilki, które osiągnęły dużą śmiałość i często podchodzą pod zabudowania. Szakale są mniej odważne i żywią się padliną, często korzystając z resztek pozostawionych przez wilki. Po udanym polowaniu dzik lub sarna dzielone są równo między uczestników, a skóra i głowa należą do myśliwego, który oddał śmiertelny strzał. Ci, którzy nie uczestniczyli w polowaniu na wilki, zobowiązani są do zorganizowania poczęstunku i ofiarowania wódki myśliwym.

Wieczory po polowaniach upływały w radosnej atmosferze przy mastykach i opowieściach. Młodsi relacjonowali swoje doświadczenia, a starzy wiarusi wspominali dawne przygody. Zazwyczaj kończyło się to wspólnym śpiewem, a pieśni takie jak „Bartoszu, Bartoszu, oj nie traćta nadziei” rozbrzmiewały wśród nocnej ciszy. Każdy dokładał swój wers, a radosny gwar niósł się po lasach i dolinach.

 

Część 5 (nr 12)

Każdy cudzoziemiec w Turcji musi znajdować się pod protektoratem jakiejś ambasady. Władze tureckie nie zatrzymują cudzoziemców, lecz przekazują ich pod jurysdykcję odpowiednich ambasad, które posiadają własne instytucje, sądy, poczty oraz straż. Koloniści w Adampolu oraz inni Polacy w Turcji znajdują się pod protektoratem ambasady francuskiej. Dawniej, za czasów Sadyka-Paszy, ambasada ta miała znaczne wpływy w Turcji, lecz obecnie jej rola jest bardziej formalna.

W Adampolu sprawy sądowe rozstrzygane są w ramach sądów polubownych lub gminnych z udziałem radnych. W przypadkach poważniejszych sprawy mogą trafić do kajmakana w Bejkosie. Akty notarialne zatwierdzane są w konsulacie francuskim. W przeszłości, za czasów ks. Rogowskiego i dr. Drozdowskiego, dochodziło do licznych sporów, zbrojnych wystąpień i procesów, które wymagały interwencji konsulatu francuskiego. Obecnie sytuacja jest stabilna.

Sądy w Bejkosie mają charakter bardziej nieformalny i przypominają raczej spotkania rodzinne. Skargi składane są ustnie, a wyroki nie są sporządzane na piśmie. Ważne dokumenty często są pisane na kolanie przy kawie. Brak systematycznego prowadzenia akt sprawia, że procesy są trudne do przeprowadzenia. Wszystko zależy od interpretacji urzędników i często wymaga wręczenia „bakczyszu” (łapówki), aby przyspieszyć postępowanie.

Brak szkoły w Adampolu to jedna z największych bolączek kolonistów. Młode pokolenie najbardziej cierpi z powodu braku edukacji. W przeszłości różne osoby starały się dostarczać książki i środki na nauczanie, lecz bez większego sukcesu. Henryk Groppler, zasłużony rodak, wspierał finansowo edukację w Adampolu, ale nie znalazł się nikt, kto podjąłby się systematycznego nauczania. Brak szkół odnotowywali również autorzy dzieł o Wschodzie, jak W. Koszczyc oraz T. T. Jeż.

Rodzina Gropplerów odegrała znaczącą rolę w historii Polaków w Turcji. Ich dom w Bebeku stanowi prawdziwe muzeum polskości na Wschodzie. Posiadają bogatą bibliotekę, cenne obrazy i szkice Jana Matejki, w tym szkice „Kazania Skargi”, „Bitwy pod Grunwaldem” i innych wielkich dzieł. Jan Matejko podczas swojej bytności w Stambule wykonał również portrety członków rodziny Gropplerów. Henryk Groppler dorobił się fortuny, prowadząc kopalnie marmuru i boraksu w Azji Mniejszej. Wcześniej jego przedsiębiorstwo zmagało się z trudnościami, aż przypadkowo odkryto w jego kopalniach bogate złoża boraksu, co zapewniło mu ogromne dochody.

W Stambule Gropplerowie zakupili dom, w którym zmarł Adam Mickiewicz. Dom ten znajdował się w dzielnicy Jeniszeri i przez długi czas był miejscem pamięci narodowej. Jednak w późniejszym czasie J. Katyński zburzył starą budowlę i postawił nowy dom, umieszczając na nim tablicę upamiętniającą pobyt Mickiewicza.

Salon Gropplerów przez lata był miejscem spotkań wybitnych Polaków, w tym Adama Mickiewicza, Karola Brzozowskiego, Michała Czajkowskiego (Sadyka-Paszy), Ludwiki Śniadeckiej, księcia Czartoryskiego, Władysława Zamoyskiego i wielu innych. Obecnie pozostaje on ważnym ośrodkiem kulturalnym, przyciągającym literatów, artystów, dyplomatów i naukowców.

Parę lat temu, dzięki staraniom pani Groppler, zebrano 7000 franków na odbudowę kościoła w Adampolu, z czego 1500 franków pochodziło bezpośrednio od rodziny Gropplerów. Niestety, środki te zostały źle rozdysponowane przez księdza A. Kubiaka.

Dom Gropplerów to miejsce, gdzie przejezdni Polacy zawsze znajdują gościnność i atmosferę przypominającą ojczyznę.

 

Część 6 (nr 13)

W Adampolu dawniej posługi religijne spełniali oo. Lazaryści, ks. Rogowski lub kilka razy do roku przyjeżdżał ksiądz katolicki ze Stambułu. Parafia adampolska podlega władzy biskupa katolickiego w Konstantynopolu. Wszystkie sprawy kościelne i religijne rozstrzyga pośrednio lub bezpośrednio biskup; on też wyznacza i zatwierdza przewodnika duchownego dla polskich kolonistów.

W Adampolu zastałem jeszcze proboszcza, franciszkanina z Galicji, ks. Adryjana Kubiaka. Fatalny los prześladował biednych rolników, gdyż często trafiali do nich ludzie niegodni opieki nad społecznością. Ks. Kubiak był jednym z takich duchownych. Mimo początkowych pochwał, wyjechał znienawidzony zarówno przez kolonistów, jak i przez Polaków w Stambule. Żył niemoralnie i wykorzystywał biednych osadników, zmuszając ich do składania licznych ofiar na kościół. Tym, którzy nie płacili wystarczająco, odmawiał sakramentów i publicznie ich wyklinał.

Pieniądze zebrane na budowę kościoła w Adampolu – około 7 000 franków – ks. Kubiak otrzymał od biskupa, lecz nie rozliczył się z nich i nigdy nie dokończył budowy. Po jego wyjeździe mieszkańcy nie mieli ani kościoła, ani materiałów budowlanych, ani pieniędzy.

Pomimo trudności koloniści zachowali polską tożsamość. W Adampolu osiedlili się przedstawiciele różnych warstw społecznych: szlachta, urzędnicy, mieszczanie i chłopi. Antagonizmy stanowe zanikły, ponieważ wszyscy musieli ciężko pracować, karczując lasy i uprawiając ziemię. Ostatecznie to pracowitość, uczciwość i zdrowy rozsądek decydowały o pozycji w społeczności.

Chociaż osadnicy byli lojalni wobec swojego dziedzictwa, to brak szkoły stanowił poważny problem. Idea założenia polskiej szkoły w Adampolu była podnoszona wielokrotnie, lecz nigdy nie doszła do skutku z powodu braku środków i wsparcia. Jedynie kilka osób, takich jak Henryk Groppler, próbowało poprawić sytuację, dostarczając książki i wspierając edukację.

Podczas mojego pobytu w Konstantynopolu starałem się promować ideę szkoły polskiej dla dzieci adampolan. Jednak większość Polaków w Stambule należała do klasy pracującej i żyła z dnia na dzień, nie mogąc zaoferować znacznej pomocy finansowej. Istniało co prawda Towarzystwo Wzajemnej Pomocy, ale jego działalność była skromna i nie obejmowała szerokiej edukacji.

Gdyby któryś z rodaków zechciał zwiedzić Adampol, nie powinien szukać tam silnych wrażeń, bohaterów czy uczonych. Znajdzie natomiast ludzi prostych, lecz pracowitych i uczciwych, którzy mimo przeciwności losu zachowali polską tożsamość. Jeśli przyjezdny potrafi dostrzec prawdziwą wartość tych ludzi i przemówić do nich serdecznym, polskim słowem, spotka się z życzliwością i braterskim uściskiem dłoni.

Jesienią zeszłego roku odjeżdżałem ze Stambułu. Na okręt odprowadzało mnie kilka osób. Żegnałem Stambuł i Adampol, pozostawiając tam przyjaciół. Gdy statek opuszczał Carogród i mijał Bejkos, długo wpatrywałem się w stronę Adampola. Słońce, jakby na pożegnanie, ostatni raz rzuciło purpurowe światło na szczyt Allendachu. Myśl moja powędrowała jednak dalej – do adampolan, pod ich strzechy, i długo, długo dumałem o nich…

Czas powstania:

1831-1886

Publikacja:

22.10.2023

Ostatnia aktualizacja:

03.03.2025
rozwiń
Głos Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12
Głos, fot. 1886
Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Fotografia przedstawiająca „Polacy w Turcji” cykl artykułów M.K. Borkowskiego opublikowanych w czasopiśmie „Głos” z 1886 roku Galeria obiektu +12

Załączniki

1
  • Polacy w Turcji - cykl artykułów M. K. Borkowskiego zamieszczonych w „Głosie” z 1886 r. Zobacz

Projekty powiązane

1
  • Głos
    Polonika przed laty Zobacz